26 sierpnia 2020 / IB/Rynek Zdrowia

Specjaliści kontra szarlatani: dlaczego pacjenci onkologiczni sięgają po metody alternatywne?

Jak podkreślają onkolodzy, w walce z ośrodkami medycyny alternatywnej jesteśmy w Polsce bezradni - brakuje przepisów prawnych regulujących działanie tych podmiotów. Kolejny obszar wymagający działań to edukacja pacjentów i ich rodzin.

Specjaliści kontra szarlatani: dlaczego pacjenci onkologiczni sięgają po metody alternatywne?

- Wiedza lekarzy o alternatywnych terapiach w onkologii pochodzi od naszych chorych, którzy z nich korzystali - wyjaśniała dr Aleksandra Łacko z Zakładu Leczenia Nowotworów Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu podczas sesji "Specjaliści kontra szarlatani" w ramach X Letniej Akademii Onkologicznej w Warszawie.

Jak dodała, warto przy okazji zauważyć, że czymś innym jest medycyna komplementarna, uzupełniająca medycynę konwencjonalną. Praktyki stosowane w jej ramach są szeroko rozpowszechnione i nikomu nie przeszkadzają - są wręcz zalecane choćby w celu zmniejszenia działań niepożądanych leczenia systemowego. To np. joga, techniki medytacyjne, akupunktura.

Takie mogą być skutki

- Medycyna alternatywna to już zupełnie inna sprawa. Jest to pojęcie bardzo „pojemne”, bo mieści zarówno szamańskie praktyki, jak i terapie, których skuteczność nie została po prostu potwierdzona. Problem polega na tym, że na leczenie przedstawiane jako „naturalne” bądź „integracyjne” zgłaszają się chorzy z rozpoznaniem nowotworu we wczesnym stadium, w którym można jeszcze leczyć radykalnie. I tracą szansę na wyleczenie - zaznaczyła dr Łacko.

Wskazała, że drugim niebezpieczeństwem są interakcje leków przyjmowanych w ramach jednoczesnego leczenia konwencjonalnego i alternatywnego, co może pogłębiać działania niepożądane tradycyjnej terapii. Dochodzi do takich sytuacji, ponieważ chorzy często ukrywają przed swoim lekarzem, że sięgają także po inne metody.

- Jeśli chodzi o problemy etyczne, jednym z nich jest fakt, iż w ośrodkach medycyny alternatywnej pracują lekarze, dla których podstawowymi zasadami w wykonywaniu zawodu powinno być przecież: nie szkodzić i nie kłamać. Tymczasem za duże pieniądze sprzedają obietnice wyleczenia za pomocą metod naturalnych i mało toksycznych, których skuteczność jest udowadniana na podstawie jednostkowych przypadków - przekonywała specjalistka.

Dodała: - Na tym polega zasadnicza różnica pomiędzy medycyną alternatywną, a konwencjonalną. Ta druga oparta jest o dowody naukowe i lepszej opcji na razie nie znamy. Powiedzmy także jasno: nie da się wyleczyć chorego z nowotworem bazując wyłącznie na metodach medycyny naturalnej.

Jak argumentowała, z badań przeprowadzonych w USA wynika, że pacjenci z rakiem piersi, stercza, płuca i jelita grubego korzystający z oferty medycyny alternatywnej żyją dwa razy krócej i znacznie częściej odmawiają leczenia terapiami o udowodnionej skuteczności, zarówno w zakresie chemioterapii, radioterapii, jak i chirurgii onkologicznej. Okazało się ponadto, że kandydatami do leczenia w ramach medycyny naturalnej były najczęściej młode, wykształcone kobiety.

- Z tego, co słyszymy od pacjentów, wynika, że w ośrodkach medycyny alternatywnej otrzymują oni następujący przekaz: jeśli przerwiesz leczenie, pożyjesz najwyżej kilka tygodni. Jeżeli terapia nie przynosi efektów, pacjent słyszy, że to jego wina, bo nie potrafił poradzić sobie z chorobą. Relacje chorych bywają wstrząsające, ale podejrzewam, że i tak dochodzi do nas bardzo niewiele - mówiła dr Łacko.

Za co płacą pacjenci?

- W takich ośrodkach pod nazwą immunoterapia kryje się autotransfuzja. Oferują także wlewy witaminy C, choć badania nie wykazały, aby wpływało to w jakikolwiek sposób i na wyniki leczenia, i na jakość życia chorych. Za wszystko to trzeba oczywiście słono zapłacić - dodała.

W jej ocenie dla pacjenta problemem okazuje się bombardowanie informacjami z bardzo różnych źródeł. Choremu, który nie ma odpowiedniej wiedzy, trudno oddzielić ziarno od plew. Problem polega dodatkowo na tym, że historie o cudownych uzdrowieniach są zawsze ciekawsze, niż wykresy przedstawiane przez badaczy.

Jak zauważyła prof. Anna Raciborska z Kliniki Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży Instytutu Matki i Dziecka, w przypadku rodziców dzieci z chorobą nowotworową jedną z łatwiejszych form zaangażowania się w walkę z rakiem jest sięgnięcie po medycynę alternatywną. Dzieje się tak m.in. dlatego, że onkolodzy dziecięcy po pierwsze nie mogą zagwarantować sukcesu, a pod drugie droga do niego okupiona jest często bólem i problemami. Tymczasem ośrodki medycyny naturalnej oferują przyjemną, wygodną ścieżkę bez powikłań i cierpienia.

- Bywa, że ta wizja wygrywa, a my nie mamy żadnego środka, aby walczyć w wolą rodziców. System działa w Polsce bardzo wolno i niestety - nie nadąża za progresją choroby. Kiedy dociera do nas decyzja o obligatoryjnym leczeniu, jest już zdecydowanie za późno. Na szczęście zarówno w ub.r., jak i w tym roku nie mieliśmy w klinice takiej sytuacji - wskazywała prof. Raciborska.

- Czy należy karać rodziców? Uważam, że raczej tych, którzy proponują im alternatywne metody leczenia dziecka. Jedną z nich zapamiętałam szczególnie dobrze: pacjent ani na chwilę nie chciał zdjąć „antynowotworowej” kamizelki kupionej za kwotę liczoną w tysiącach złotych. W tej kamizelce zresztą umarł. Jest jednak coś, czego oczekiwałabym od rodziców korzystających z metod medycyny naturalnej, którym nie udało się uchronić dziecka przed śmiercią. Gdyby opowiedzieli głośno swoją historię, byłaby to najlepsza edukacja dla pozostałych - wszystkich tych, którzy nie wierzą lekarzom - przekonywała ekspertka.

Po pierwsze: edukacja

- Jak walczyć z szarlatanami? - pytała dr Aleksandra Kapała z Narodowego Instytutu Onkologii - Państwowego Instytutu Badawczego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

- Narzekamy na brak regulacji prawnych, ale warto zauważyć, że w Polsce leczyć może jedynie dyplomowany lekarz, lekarz dentysta, rehabilitant. Jeśli zatem na jakiejś stronie internetowej czytamy, że leczenie oferuje ktoś, kto nie posiada tych kompetencji, taka osoba może być ścigana z odpowiedniego paragrafu. Słowo „leczenie” coraz częściej zastępowane jest z tego względu innymi sformułowaniami, ale to już zadanie dla prawników - wskazywała.

Drugą ważną kwestią, jak podkreślała, jest potrzeba rzetelnej edukacji pacjentów i ich rodzin - muszą mieć świadomość, że specyfiki, które przyjmują chorzy w ramach alternatywnego leczenia, mogą być toksyczne.

- Mieliśmy już kilka osób, które brały amigdalinę, co skończyło się ciężką niewydolnością nerek i dializami. Wiele chińskich preparatów ziołowych może być z kolei zanieczyszczonych cisplatyną, z czego chorzy popijający ziołowe herbatki „na wzmocnienie” zupełnie nie zdają sobie sprawy - zaznaczała dr Kapała.

- Obowiązkiem lekarza jest przekazanie pacjentowi rzetelnej wiedzy, ale ostateczna decyzja w kwestii wyboru leczenia należy już do chorego. Jeśli nie da się przekonać, co się czasem zdarza, wpisujemy tę informację do historii choroby, pacjent składa swój podpis i sprawa zostaje zamknięta - mówiła ekspertka z NIO-PIB.

Prof. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii GUMed, prezes zarządu Polskiej Ligi Walki z Rakiem, poinformował, że zarząd PLWzR zwrócił się do prokuratora generalnego z prośbą o podanie liczby wszczętych śledztw związanych z uprawianiem medycyny niekonwencjonalnej i skutkami takich działań.

- Informacji jeszcze nie otrzymaliśmy, ale z naszych własnych obserwacji wynika, że prokuratura bardzo rzadko wszczyna śledztwo bez doniesienia poszkodowanego pacjenta. Sprawy mają też najczęściej charakter cywilny. Jest to zatem obszar, który należałoby uregulować - ocenił prof. Jassem.

- Jeśli chodzi o edukację pacjentów, to na stronie PLWzR od kilku lat działa zakładka dotycząca medycyny alternatywnej. Zamieszczamy tam tłumaczenia materiałów amerykańskiego Narodowego Instytutu Raka poświęcone poszczególnym metodom oferowanym w przypadku chorób nowotworowych przez medycynę niekonwencjonalną. Znajduje się tam także informacja, czy dany produkt jest zatwierdzony przez FDA (nie jest zatwierdzony żaden z nich). Te informacje powinny stanowić źródło rzetelnej wiedzy dla wszystkich zainteresowanych - wskazywał ekspert.

- W walce z ośrodkami medycyny alternatywnej jesteśmy w Polsce bezradni. Nie ma przepisów prawnych regulujących działanie tych podmiotów. W innych krajach takie regulacje się pojawiają i albo zakazują tych metod całkowicie, albo wymagają ich rejestracji. Ta druga opcja daje pewną kontrolę w przeciwieństwie do pierwszej, która może sprowadzić takie ośrodki do podziemia, co tylko pogorszyłoby sprawę. Wydaje się, że odpowiednich regulacji powinna doczekać się także Polska - mówił prof. Jassem.

Źródło: Rynek Zdrowia

Podobne artykuły