Artykuł powstał w ramach Kampanii edukacyjnej "Obniżona odporność immunologiczna. Zwiększenie świadomości pacjentów z chorobami nowotworowymi". Zapraszamy do włączenia się w Kampanię.
Paweł to 47-letni pracownik biurowy z dużego miasta, prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. Od kilku lat choruje na szpiczaka plazmocytowego. Jak wspomina, w czasie wybuchu epidemii był w, jak się okazało, uprzywilejowanej sytuacji. Rozpoznanie choroby nastąpiło rok wcześniej, leczenie w pierwszej linii zakończyło się sukcesem blisko pół roku przed pierwszym wykrytym w Polsce przypadkiem COVID-19. Dzięki temu Paweł był już pod stałą opieką przyszpitalnej poradni hematologicznej, miał rozpisany harmonogram wizyt kontrolnych oraz wiedział, na jakie potencjalne symptomy nawrotu choroby zwrócić szczególną uwagę.
Pomimo to mężczyzna nie uniknął konsekwencji wynikających z utrudnionego dostępu do specjalistów. Na samym początku zawieszono planowe wizyty w poradni, a ich wznowienie, choć nastąpiło dosyć szybko, wymagało przebudowania harmonogramu i uwzględnienia czasu niezbędnego na odkażanie gabinetów po każdym pacjencie oraz limitu osób, które mogły znajdować się jednocześnie na korytarzu. W związku z tym pierwsza wizyta Pawła odbyła się bliżej terminu zaplanowanego na drugą wizytę. Później bywało różnie - dwa razy w terminie wizyty zdarzył się COVID-19 na oddziale, raz zachorował lekarz prowadzący, raz Paweł przebywał na kwarantannie. Część konsultacji odbywała się telefonicznie, ze stacjonarnych mężczyzna pamięta długie kolejki osób czekających na dworze na wymaz, a potem wynik. Zimą było łatwo się przeziębić.
Strach przed zakażeniem, zwłaszcza u chorych onkologicznie, wzbudza rozterki i wątpliwości.
Paweł wspomina, że najtrudniejsza była niepewność - do ostatniej chwili nie wiadomo, czy wyczekana wizyta, również ta uprzednio przełożona, się odbędzie. Przyznaje, że poczucie bezpieczeństwa miał zachwiane. Jeśli człowiek widzi, że dostęp do leczenia jest ograniczony, w głowie pojawiają się czarne myśli i scenariusze: „A co, jeśli przegapię nawrót?”, „A co, jeśli nie otrzymam dalszego leczenia na czas?”.
Strach przed brakiem dostępu do leczenia szpiczaka to niejedyna obawa, która towarzyszyła Pawłowi podczas epidemii. Silny był również lęk przed zachorowaniem na COVID-19. Wszędzie podkreślano, że to choroba szczególnie niebezpieczna dla chorych onkologicznie. Ale nie tylko to spędzało mężczyźnie sen z oczu – brakowało sprawdzonych informacji na temat przebiegu i powikłań tej choroby u dzieci. Główne wysiłki Pawła i jego żony koncentrowały się więc na zapewnieniu możliwie dużej ochrony przed zarażeniem się wirusem. Kontakty z rodziną i znajomymi utrzymywali poprzez telefon i aplikacje internetowe. Zakupy? Najpierw galop między częściowo pustymi półkami, później zamawianie z dostawą pod drzwi.
Większość z nas chciałaby zachować jak najwięcej normalności w codziennym życiu.
Najtrudniej było połączyć pracę zdalną z opieką nad dziećmi pozbawionymi dostępu do przedszkola, placu zabaw i na początku nawet lasu. Mieszkanie w centrum miasta nie ułatwiało znalezienia przestrzeni, w której dzieci mogłyby pobiegać. Paweł wspomina, że szukał odludnych, zielonych terenów. W końcu odkrył łąkę pod miastem, nieopodal zamkniętej hali produkcyjnej, co pozwoliło rodzinie na swobodne spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Chwile wytchnienia obniżały poziom stresu, przynosiły nadzieję, że jeszcze będzie normalnie.
Paweł podkreśla, że najbardziej czekał na powstanie szczepionki zmniejszającej powikłania w przebiegu COVID-19. By utrzymać stabilność emocjonalną, regularnie wyznaczał sobie drobne cele do osiągnięcia. Większe pozostawiał na czas po szczepieniu. Po przyjęciu drugiej dawki lęk zdecydowanie się zmniejszył, częściowo wróciło poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad życiem. W czasie kolejnych fal epidemii ograniczał osobiste kontakty, ale przez większość czasu żył prawie zwyczajnie, zachowując zalecane środki ostrożności.
Warto zadbać o bezpieczeństwo i być razem.
Dzisiaj, pół roku po oficjalnym zakończeniu stanu zagrożenia epidemicznego, Paweł zauważył, że rzadko czuje obawę przed chorobą. Równie rzadko COVID-19 pojawia się w rozmowach, nawet z innymi chorym onkologicznie. Życie biegnie swoim torem, ludzki mózg oswaja strach, by przetrwać. COVID-19 stał się zwykłą, sezonową chorobą. Spowszedniał i zobojętniał. Ludzie tracą czujność, myślą, że są już całkowicie bezpieczni. Niestety to, że zapomnieliśmy o COVID-19 nie oznacza, że on zapomniał o nas. Ponownie rośnie liczba osób zakażonych, nowy wariant wirusa jest bardzo zaraźliwy i rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Co Paweł chciałby przekazać wszystkim osobom z chorobą nowotworową? „Zachowajcie czujność; pamiętajcie, jak się chronić i nie wahajcie się tego robić bez względu na opinię otoczenia. To Wasze bezpieczeństwo jest najważniejsze” - podkreśla.
Partnerzy Kampanii: