Psychologia architektury, psychologia designu – to nie są pojęcia, z którymi stykamy się na co dzień. Co się pod nimi kryje? Skąd pomysł, by się im poświęcić?
Olga Strużyna-Mazurkiewicz: Teraz to już się zmienia i coraz więcej osób zaczyna projektować wnętrza, stawiając w centrum człowieka jego zdrowie i dobre samopoczucie, ale faktycznie jak zaczynałam, to temat był mało znany. U mnie potrzeba takiego projektowania pojawiła się stopniowo. Na moje decyzje, tak jak na decyzje wielu osób, miały wpływ doświadczenia osobiste. Moje babcia była chora na dwa nowotwory. Na początku leczenia chciała wracać do domu, myślała o remoncie, zmianach. Wraz z postępem choroby te pragnienia stały się już tylko marzeniami. Spędzałam z nią w szpitalu bardzo dużo czasu, towarzyszyłam jej w chorobie. Nawet jak już była bardzo chora, to zawsze miała ze sobą żółty kocyk. Taki mięciutki, przyjemny, pachnący. Przy kolejnych przenosinach ze szpitala do szpitala, kocyk zaginął na izbie przyjęć. Dopiero po pewnym czasie mama go odnalazła i przyniosła babci, która się cała rozpromieniła na jego widok. Babcia chciała żyć. Wyrażała to w chęci kontroli nad swoim mieszkaniem oraz w posiadaniu dodatków, dzięki którym czuła się bezpiecznie i które były jej łącznikiem z domem, z życiem. Te wspomnienia, związane z moją ukochaną babcią gdzieś tam we mnie zapadły. Gdy kilka lat po jej śmierci szukałam jakiejś nowej pasji, w zasadzie to chciałam pogłębić moją przygodę z projektowaniem wnętrz. Znalazłam w Stanach Zjednoczonych taką dziedzinę jak psychologia designu. W trakcie nauki dowiedziałam się o tym, jak bardzo przestrzeń jest ważna dla nas, a dla pacjentów szczególnie. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że przestrzeń może nas albo wspierać i dawać nam lepsze samopoczucie, albo ranić i być nieprzyjazną. Okazało się, że istnieje cała gałąź nauki poświęcona tym zagadnieniom, m.in. neuronauka, psychologia architektury, psychologia designu czy idea healing environment. Po uzyskaniu certyfikatu nadal pogłębiałam swoją wiedzę na ten temat. Naturalną konsekwencją moich zainteresowań było stworzenie 2 lata temu Fundacji „Space with Love”. Od tego czasu udało nam się już wyremontować dwie przestrzenie w szpitalach onkologicznych – w Wieliszewie i w Siedlcach. Są one w zgodzie z zasadami psychologii architektury i dają pacjentom szansę na spędzanie czasu w przyjaznym otoczeniu.
Jak powinno wyglądać takie poprawnie konstruowane wnętrze w szpitalu?
Olga Strużyna-Mazurkiewicz: Jest kilka takich podstawowych zasad. Przede wszystkim bardzo ważny jest kontakt z naturą. Jeśli za oknem nie ma zieleni, możemy przenieść ją do wnętrza. Staramy się tak robić, a pomagają nam w tym fototapety przedstawiające na przykład las, pejzaż, widok morski. Działają na pacjentów uspokajająco, ułatwiają wyciszenie, zmniejszają poziom stresu. Kolejnym ważnym czynnikiem jest oświetlenie. Nie może być chłodne, sztuczne, najlepiej sprawdzają się ciepłe i neutralne barwy. Również przy wyborze mebli i kolorów ścian kierujemy się barwami pochodzącymi z natury i z naszej szerokości geograficznej. Ważne jest, aby w przestrzeni pobudzić wszystkie zmysły pacjenta. W Siedlcach udało nam się na przykład umieścić dyfuzor z zapachem lawendy oraz budkę ze śpiewem leśnych ptaków. Dzięki temu pobudzamy zmysły – węchu i słuchu. Fajnie kiedy możemy dodać miękką tkaninę, działającą na zmysł dotyku, niestety, w szpitalu nie jest to tak możliwe. W pokoju w Wieliszewie udało nam się ,,przemycić" kanapę z miękkiej tkaniny, a w Siedlcach ekrany akustyczne z filcu w kształcie liści. Kolejnymi czynnikami wpływającym na dobrostan pacjentów jest zmniejszenie hałasu i odpowiednia wilgotność. Stosujemy przegrody akustyczne. W przypadku pacjentów onkologicznych nie zawsze można liczyć na klimatyzację, ponieważ muszą przebywać w cieple, a powietrze jest wtedy dosyć suche. Jednak w domu powinniśmy się starać, by powietrze miało optymalną wilgotność szczególnie zimą, gdy grzeją kaloryfery.
W szpitalu mamy obostrzenia wynikające z zasad bezpieczeństwa. W domu prawdopodobnie możemy sobie pozwolić na więcej?
Olga Strużyna-Mazurkiewicz: Przez to, że ciało choruje, potrzebujemy większego poczucia bezpieczeństwa, ochrony w naszych domach i mieszkaniach. Przestrzeń, do której wchodzimy, powinna nam to zapewnić. Można zrobić sobie ćwiczenie, które polega na tym, że zamykamy oczy i pytamy siebie, czy dobrze się czujemy, tam gdzie jesteśmy. Pacjenci zwracają przede wszystkim uwagę na trzy rzeczy: że jest za mało przestrzeni w otoczeniu mieszkalnym, że jest za mało światła i że jest za dużo hałasu. Super, jeśli za oknem mamy widok na drzewa. Jeśli nie, to można wydrukować zdjęcie, kupić obraz z widokiem na przyrodę: wodę, las czy góry. To jest indywidualny wybór. Ważne jest światło. Rano jak najbardziej wskazane jest jasne, wieczorem powinno to być światło ciepłe. Minimum na godzinę przed snem należy wyłączyć telefon, telewizor, komputer. Nie jest to zwykle łatwe, ale naprawdę warto. Produkują one światło niebieskie, które wieczorem jest szkodliwe, bo powstrzymuje produkcję melatoniny. Następną kwestią są kolory. Nie powinny być jaskrawe, chyba, że ktoś naprawdę je lubi. Ważne są też kształty. Im więcej zaokrągleń, tym jest to lepsze dla umysłu. Pilnujmy optymalnej wilgotności powietrza – dobrze, by utrzymywać ją pomiędzy 40 a 60%. Możemy wspomagać się nawilżaczami powietrza, na kaloryferach powiesić mokre prześcieradło lub umieścić ceramiczne pojemniki z wodą. Bardzo istotna jest temperatura w mieszkaniu. Powinna być taka sama w każdym pomieszczeniu i utrzymywać pomiędzy 19 a 21 stopni Celsjusza. Również w domu warto pobudzać zmysły: słyszeć ulubioną muzykę, dźwięki natury, odgłosy płynącego strumienia. Jeśli chodzi o zapachy, polecam dyfuzor do kominka. Dyfuzor jest czysty i można do niego dodać olejki eteryczne, np. lawendowy, który nas uspokoi czy pomoże nam w zasypianiu. Warto też mieć rośliny doniczkowe (np. sansewieria, zamiokulkas, zielistka, paproć), ponieważ oczyszczają powietrze. Oczywiście nie wszystkie mają takie właściwości.
Czy to, o czym rozmawiamy jest podparte jakimiś badaniami, czy po prostu tak ktoś sobie wymyślił i praktyka wskazuje, że pomaga?
Olga Strużyna-Mazurkiewicz: Przestrzeń zdecydowanie wpływa przede wszystkim na nasze ciało. Jest to poparte chociażby taką nauką jak neurobiologia. Możemy sprawdzić, jak organizm reaguje na otoczenie. Możemy to zrobić na dwa sposoby: poprzez pomiar fal mózgowych albo poprzez zmiany ciśnienia krwi. Wtedy wiemy, a nasze ciało czuje, jak wchodzimy do jakiejś przestrzeni, czy nam jest tam dobrze i czy chcemy tam zostać, czy chcemy po prostu stamtąd uciec. Na początku lat 80. pojawiły się badania na temat wpływu kontaktu z naturą na proces zdrowienia. Przeprowadził je dr Roger Urlich z pacjentami po operacji na jamie brzusznej na oddziale chirurgicznym. Okazało się, że pacjenci podczas rekonwalescencji, leżąc w sali z widokiem na zieleń, znacznie rzadziej potrzebowali leków przeciwbólowych. Nie cierpieli z powodu komplikacji i szybciej opuszczali szpital niż pacjenci, którzy leżeli obok, z widokiem na ścianę sąsiadującego budynku. Kolejne badania przeprowadzał na pacjentach po operacji serca, którzy uspakajali się przez samo patrzenie na zdjęcia z widokiem na drzewa czy wodę. To dało mu podstawę do napisania poradników dla projektantów przestrzeni szpitalnych. Namawia w nich, żeby w salach dla pacjentów wieszać obrazy z lasem czy zdjęcia lub fototapety przedstawiające drzewa czy naturę, a także, by wokół szpitali sadzić zieleń. Również psycholog architektury, prof. Tanja Vollmer przeprowadziła dużo badań, szczególnie u kobiet z rakiem piersi, oceniając wpływ otoczenia mieszkalnego na stan pacjentów.
Mówiłaś, że prowadzisz szkolenia. Czego one dotyczą i co mogą dać jego uczestnikom?
Olga Strużyna-Mazurkiewicz: W trakcie warsztatów skupiam się przede wszystkim nad przestrzenią domową. Pacjent może sobie ją zmienić według własnego gustu, ważne, by stworzyć sobie domową oazę, miejsce, w którym można poczuć się bezpiecznie. Ćwiczenia zaczerpnęłam od psycholog designu, prekursorki tego terminu, dr Toby Israel. Pozwalają stworzyć nam indywidualną przestrzeń. Nie będę wszystkiego zdradzała, zapraszam na warsztaty. Ćwiczenia mają za zadanie zabrać uczestników warsztatów w podróż po miejscach, które nas wspierały w przeszłości. To naprawdę pomaga stworzyć przestrzeń, w której możemy przejść przez chorobę. Dr Toby Israel daje przykłady, że nie muszą być to duże zmiany, remont generalny mieszkania. Spójrzmy na Rifkę, która chorowała onkologicznie. Kupiła sobie na pchlim targu krzesło w ulubionym kolorze, morskim, które miało miękką poduchę. Odświeżyła to krzesło. Towarzyszyło jej ono przez całą chorobę. Na końcu postawiła krzesło obok domu, aby ktoś inny je sobie wziął. Można przejść przez całą chorobę z takim jednym przedmiotem, a później przekazać go innym. Dom jest naszym lustrem. Widać to po pacjentach, którzy zmieniają się po chorobie, zmieniają się ich potrzeby. Psycholog architektury, prof. Tanja Vollmer dotarła do pacjentek, które się wyprowadzały z mieszkań, które przed chorobą spełniały wszystkie ich oczekiwania i do pacjentek, które tylko zmieniały wnętrza swoich mieszkań. Badania wykazały, że ludzie po jakimś czasie duszą się w dotychczasowych przestrzeniach, potrzebują zmiany. W trakcie choroby, szczególnie onkologicznej, w człowieku rodzą się zmiany, które często zmieniają również jego otoczenie. Nie bójmy się tego – wykorzystajmy to jako kolejny etap w procesie leczenia i zdrowienia.
Źródło: Głos Pacjenta Onkologicznego Nr 4/2022 (53)
Fotografia: Gosia Góra / Głos Pacjenta Onkologicznego Nr 4/2022 (53)