2 września 2023 odbędzie się już trzeci rowerowy „Rajd po Zdrowie”, który organizuje Fundacja Carita im. Wiesławy Adamiec, tym razem pod hasłem „Rozjechać szpiczaka”. Od początku jest Pan związany z tym wydarzeniem. Dlaczego jest ono tak ważne – nie tylko dla chorych na szpiczaka?
To wyjątkowe wydarzenie, pokazujące, że mając szpiczaka można normalnie funkcjonować, cieszyć się życiem, uprawiać sport, być aktywnym, zdrowym. Jednoczy środowisko – w rajdzie biorą udział nie tylko pacjenci, ale także wszyscy, którzy z tą chorobą walczą, m.in. lekarze, pielęgniarki, personel szpitala, koordynatorzy badań klinicznych, pracownicy firm farmaceutycznych, przedstawiciele publicznych instytucji, jak NFZ. Chcemy pokazać, że my wszyscy dokładamy swoją cegiełkę do tego, by szpiczaka pokonać, czyli… „rozjechać”. Każdy pokazuje na swój sposób, jak z tą chorobą można walczyć.
I jeszcze jeden ważny aspekt: w tym wydarzeniu biorą udział rodziny pacjentów. Chorym towarzyszy mąż, żona, partner życiowy, ale też dzieci, wnuki; są razem, wspierają się wzajemnie. Były sytuacje, że w rajdzie uczestniczyli bliscy chorego na szpiczaka, który już odszedł. To pokazuje, że jest też pamięć o tych osobach. A poza tym – jest to ciekawe wydarzenie; możemy przejechać się po mieście, w bezpiecznych warunkach, spędzić ze sobą miło czas, posłuchać muzyki, zrobić badania profilaktyczne.
Wiele osób jest jednak zaskoczonych, że chory na szpiczaka: ciężką chorobę hematoonkologiczną – może jeździć na rowerze, uczestniczyć w rajdzie rowerowym.
Stosujemy coraz lepsze leki, coraz skuteczniejsze, coraz mniej toksyczne. Wielu pacjentom (choć niestety nie wszystkim), dzięki leczeniu udaje się wrócić do normalnego życia. Rower jest jedną z bezpieczniejszych form aktywnego spędzania czasu, choć oczywiście jest z tym związane pewne ryzyko upadku. Pacjenci ze szpiczakiem, po intensywniejszym leczeniu, powinni jednak wzmacniać siłę mięśniową, dochodzić do formy. Jazda na rowerze może temu służyć. Rajd pokazuje, że pacjent ze szpiczakiem to nie jest osoba, która leży w łóżku i nic dobrego już jej w życiu nie czeka, tylko może być aktywna, chodzić na spacery, po górach, jeździć na rowerze i aktywnie spędzać czas.
Rajd organizuje fundacja Carita im. Wiesławy Adamiec, a pomysłodawcą pierwszego rajdu był pacjent – Grzegorz Rakowiecki, który mieszka w okolicach Grudziądza, a leczy się w Poznaniu. Raz na pewien czas przyjeżdża na kontrolę do szpitala na rowerze. Mimo choroby jest w dobrej kondycji. Jako lekarz, który leczy wielu pacjentów ze szpiczakiem, jako prezes Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego, a także jako pasjonat jazdy na rowerze – bardzo mocno wspieram to wydarzenie.
To nie jest wydarzenie tylko dla osób młodych, 30-40- latków (są i tacy), którzy zachorowali na szpiczaka?
Oczywiście że nie, w rajdzie biorą udział też pacjenci starsi. Pamiętam osobę w trudniejszej fazie choroby, a jednak przyjechała, wsiadła na rower, przejechała trasę.
Nie wszyscy chorzy są jednak w stanie przejechać na rowerze.
Rajdowi towarzyszy piknik, podczas którego można porozmawiać z lekarzem, innymi pacjentami, zrobić bezpłatne badania.
Widziałem też sytuacje, kiedy faktycznie pacjent był w gorszym stanie, nie mógł przejechać na rowerze, ale jechali np. jego brat, syn, córka, wnuk. Jechali za niego – i dla niego.
Rajd pokazuje też, jak ważny jest aspekt psychologiczny w leczeniu?
Tak, dla chorego to ważne, jeśli sobie powiedzieć: „Tak, mam szpiczaka, jednak udało mi się przejechać na rowerze 5, 10, 20 km”. To bardzo poprawia samopoczucie, samoocenę, wiarę w siebie. Bardzo ważne jest też, że my pokazujemy, że jesteśmy z osobami, które chorują, jesteśmy dla nich, jedziemy dla nich. Pokazujemy, że chorzy na szpiczaka to osoby, które chcą normalnie żyć. I mogą normalnie żyć.
Hasło tegorocznego rajdu to „Rozjechać szpiczaka”. Rozjechać, czyli pokonać. Czy dziś jest to już choroba możliwa do wyleczenia?
Na dziś jeszcze nie, jednak w wielu przypadkach możemy w taki sposób leczyć pacjenta, że szpiczak „chowa się”, nie jest widoczny przez wiele miesięcy czy nawet wiele lat. Można z tą chorobą żyć, nie mając objawów, wręcz o niej niekiedy zapominając.
Pacjenci ze szpiczakiem mają szczęście, mając tak zaangażowanych lekarzy…
Moje serce jest całe z tym wydarzeniem. W ubiegłym roku zająłem w rajdzie trzecie miejsce i cały czas mam na swoim biurku wyjątkowy puchar, który wówczas dostałem. Wygrał Tadeusz (wówczas mój doktorant, dziś już pan doktor) drugie miejsce zajął Kuba, kolega pielęgniarz z naszego oddziału, ja byłem trzeci. Byliśmy na razem na podium, a jeden z pucharów wręczał nam Łukasz Rokicki, prezes Fundacji Carita. To pokazuje, że wszyscy jesteśmy w jednej drużynie, dążymy do tego samego celu; środowisko połączyło się, działamy razem.
A wszystko dzieje się w bardzo miłej atmosferze. Widziałem podobne wydarzenia w USA dotyczące raka piersi, ale też właśnie szpiczaka. To były imprezy biegowe z udziałem pacjentów, rodzin, lekarzy. Bardzo wzruszające było też to, że brały w nich udział także rodziny pacjentów, którzy już odeszli. Biegli dla nich. To też jest ważne, pokazuje, że te osoby wciąż z nami są, w naszej pamięci. Bardzo serdecznie wszystkich zapraszam do udziału w tegorocznym rajdzie.