W połowie lutego br. do Świętokrzyskiego Centrum Onkologii w Kielcach trafiły relikwie świętej Faustyny I stopnia (ex ossibus) - w postaci kości. W kaplicy były już też inne - św. Jana Pawła II i św. Ojca Pio. Gdy informacja rozeszła się w mediach, w internecie zawrzało. „Zamiast operacji teraz refundacja NFZ obejmie tknięcie relikwią"? - ironizowała jedna z internautek. Jak jednak podkreślał dyrektor Centrum, przedmioty kultu zostały sprowadzone do szpitalnej kaplicy na prośbę pacjentów.
Ci nierzadko mają poczucie, że system ochrony zdrowia traktuje ich bezosobowo - jak petentów - dbając głównie o procedury medyczne. Zgodnie z badaniami taka nieumiejętność spojrzenia na pacjenta ''jak na drugiego człowieka'' może stać się powodem dodatkowego cierpienia, w tym przypadku psychicznego. Może też negatywnie wpływać na wyniki leczenia. Jak to się ma do priorytetowego zadania medycyny, którym jest przynoszenie ulgi w bólu?
Do szpitala przychodzi cały pacjent, nie tylko chore ciało
- Należy pamiętać, że człowiek to nie tylko biologiczne organy, ale także - równie ważna - sfera psychiczna i duchowa. Do szpitala przychodzi przecież cały pacjent, a nie tylko jego chore ciało. Choć obecna onkologia pozwala wyleczyć lub znacznie wydłużyć życie, to człowiek chory zawsze doświadcza niepokoju i lęku. Pomocą jest łaska wiary. Dlatego szczególnym miejscem w każdym szpitalu jest kaplica - mówi nam prof. Stanisław Góźdź, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Onkologii.
Dodaje, że także ateiści czy osoby bezwyznaniowe mogą skorzystać z pomocy zatrudnionych w szpitalu: psychiatrów, psychologów, psychoterapeutów, terapeutów zajęciowych.
- Człowiek, który dowiaduje się, że ma nowotwór złośliwy czy wznowę, przeżywa tak olbrzymi stres, że bez pomocy specjalisty trudno mu sobie z tym poradzić - tłumaczy profesor.
Jak zauważa dr Krzysztof Puchalski, socjolog zdrowia, polski system ochrony zdrowia (łącznie z edukacją medyczną) na tle chociażby Europy Zachodniej, jest mało otwarty na aspekty zdrowia, które wykraczają poza walkę z biomedycznie pojętą chorobą; nawet w rozważaniach teoretycznych są one jeszcze słabo zaznaczane. - Sukcesy technologiczno-farmakologicznej biomedycyny mają na ogół spektakularny, medialny charakter, co trudno powiedzieć o osiągnięciach w sferze społecznych, psychicznych lub duchowych potrzeb pacjenta - tłumaczy.
Socjolog jednocześnie zastanawia się, czy kwestie duchowości to jeszcze obszar zdrowia (medycyny), czy już teren dla innych systemów. - Aktualnie system kształcenia medycznego nie przygotowuje do udzielania profesjonalnej pomocy/terapii duchowej - stąd trudno zadanie takie powierzać medykom. Większe nadzieje można pokładać m.in. w profesjonalnych terapeutach, psychologach. Trudno natomiast ocenić kompetencje osób duchownych (księży, rabinów i przedstawicieli innych religii), bo przecież duchowość nie sprowadza się tylko do religijności - zaznacza dr Puchalski.
Trudne pytania chorego
Czyim zadaniem powinno być odpowiadanie na duchowe/emocjonalne potrzeby chorych? Lekarza, kapelana, psychologa? Czy da się tu wyznaczyć jakieś granice "kompetencji"?
- Najprościej byłoby powiedzieć, że o to, co duchowe, powinien się zatroszczyć specjalista w tej dziedzinie, czyli duchowny. Ale wiemy z praktyki, że pacjenci sygnalizują takie potrzeby na różnych etapach leczenia i wobec różnych pracowników szpitala. To bardzo delikatna materia – mówi prof. Góźdź.
Psycholog zdrowia Mateusz Banaszkiewicz ocenia, że personel medyczny zwykle boi się reagować w takich sytuacjach, obawiając się, że będzie to prowadziło do wyczerpania emocjonalnego i wypalenia. W praktyce - jak twierdzi - zwiększa jednak poczucie kontroli i jest czynnikiem ochronnym.
- Na pytanie pacjenta, dlaczego akurat jego dotknęła tak straszna choroba, lekarz może odpowiedzieć: ''Chciałby pan znaleźć jakiś sens w tej trudnej sytuacji?". Może też odzwierciedlić emocje chorego i zapytać: "Boi się pan tego, co będzie dalej?". Taki rodzaj reagowania jest wsparciem, bo pokazuje, że cierpienie psychiczne nie zostało zignorowane - mówi.
Także ks. dr Radosław Kacprzak, kapelan w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu, uważa, że lekarz, gdy zostanie zapytany o problemy egzystencjalne i duchowe, nie powinien unikać odpowiedzi. - Dzisiaj lekarze i inny personel medyczny narzekają często na brak czasu, którego nie mogą poświęcić pacjentom i nie jest to od nich zależne. Ale w procesie leczenia warto, by zwracali uwagę na osobisty kontakt z chorymi i starali się ich traktować podmiotowo, zauważając całego człowieka z jego emocjami, uczuciami i sferą ducha, choć zachowując przy tym pewien zdrowy dystans. Dużą pomocą w tym obszarze mogą być wytyczne Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie - podpowiada.
- Zawsze trzeba rozmawiać. To prawda, że od pacjentów często pada pytanie: „Dlaczego mnie to dotknęło?". Pytam wówczas, dlaczego żyjemy, a ktoś zginął w wypadku motocyklowym. Staram się odwieść chorego od myślenia, że Bóg czy los go pokarał. Tłumaczę, że taka jest dynamika biologii i trzeba się z nią pogodzić - mówi dr Leszek Borkowski, farmakolog z 45-letnim stażem, który sam także jest pacjentem onkologicznym.
Według dr-a Puchalskiego odpowiedź lekarza czy kogoś z personelu medycznego ''nie musi być terapią''. - Wystarczy okazać zrozumienie. To nie musi zajmować wiele czasu. By pomóc, z reguły wystarczą podstawowe kompetencje społeczne, które posiada wiele osób bez względu na swoje wykształcenie - podsumowuje.
Psychologia, duchowość, religijność. Są podobieństwa, ale…
W polskich szpitalach opieka duchowa nad chorymi jest w większości przypadków sprawowana przez księdza katolickiego; do dyspozycji pacjentów są też szpitalne, katolickie kaplice. Czy zatem potrzeby duchowe m.in. ateistów/osób bezwyznaniowych nie są w jakiś sposób pomijane? A może rozwiązania organizacyjne zwyczajnie odzwierciedlają stan faktyczny - w końcu ponad 90 proc. Polaków deklaruje się jako osoby wierzące i głęboko wierzące.
- Chciałabym postawić pewnego rodzaju rozróżnienie pomiędzy profesjonalnym wsparciem psychologicznym a opieką duchową świadczoną np. przez kapelanów. Niejednokrotnie zdarzało mi się obserwować, że pomoc psychologiczna była mylona lub zastępowana pomocą religijną księdza. Tymczasem pacjent i jego bliscy, by byli kompleksowo zaopiekowani, potrzebują - o ile są wierzący - tych dwóch form wsparcia. Nie powinny być one mylone, ale mogą się świetnie uzupełniać - zwraca uwagę psychoonkolog Adrianna Sobol.
Dr Puchalski tłumaczy z kolei, że religijność i związane z nią potrzeby to tylko jeden z aspektów szeroko pojętej duchowości, a np. poszukiwanie sensu życia nie sprowadza się jedynie do wiary w Boga. Ocenia, że pacjenci będący katolikami są w sferze duchowości przez system traktowani lepiej - w szpitalach są kaplice, kapelani - a faworyzowanie to jeszcze wzrasta, gdy ksiądz w opiece duchowej potrafi wyjść poza sferę własnej religii.
Inaczej widzi to ks. dr. Kacprzak. - W niektórych szpitalach służą też księża z innych kościołów. Jest to uzależnione głównie od specyfiki regionu Polski oraz decyzji władz konkretnej lecznicy. Ci, którzy deklarują się jako ateiści, są traktowani z szacunkiem i ich prawa nie są pomijane. Bywają nieraz przypadki, że w trakcie choroby i pobytu w szpitalu, spotykając się z osobami duchownymi i ludźmi wierzącymi, sami otwierają się na tę sferę i często doświadczają osobistego nawrócenia - mówi.
Zaznacza, że ateiści nie mogą zabraniać ludziom wierzącym spełniania praktyk religijnych lub kontaktu z osobami duchownymi. - Postawię śmiałą tezę, że tak naprawdę dzisiaj w szpitalach mało jest ludzi, którzy nie wierzą w żadną "siłę wyższą" - ocenia.
Bilans zysków i strat
Adrianna Sobol zauważa, że jeszcze kilka lat temu nikt nie rozumiał, jakie korzyści może przynieść praca m.in. z psychoonkologiem. Z czasem jednak to postrzeganie bardzo się zmieniło, szczególnie za sprawą organizacji pacjenckich.
- Co może dać pacjentowi psychoonkolog? Na pewno przełoży medyczny język czy nawet żargon na "ludzkie" słowa, które pomogą zrozumieć, co się dzieje i czego się można spodziewać ze strony organizmu, emocji. Rozmawiamy z chorymi, jak poradzić sobie ze skutkami choroby, obawą przed bólem, lękiem przed śmiercią. Pojawiają się też wątki, jak przekazać informacje o diagnozie najbliższym - dorosłym, dzieciom, znajomym w pracy - tłumaczy. Akcentuje, że skutki choroby nigdy nie dotykają tylko pacjenta, ale całą jego rodzinę.
Ks. dr Kacprzak przestrzega przed bagatelizowaniem potrzeb duchowych ciężko chorujących pacjentów. - Może to negatywnie wpłynąć na ich stan zdrowia, psychicznego i fizycznego, a także sprawić, że już na samym początku choroby szybko się zniechęcą i nie podejmą efektywnej współpracy z personelem w zakresie procesu leczenia - wyjaśnia.
Dr Puchalski zwraca uwagę, że brak psychologicznego, duchowego ''zaopiekowania'' często generuje niezadowolenie z klasycznej medycyny (skutkiem tego jest chociażby uciekanie do tzw. paramedycyny, która w wielu przypadkach lepiej trafia w potrzeby emocjonalne pacjentów - red.), gorsze efekty leczenia i wzrost jego kosztów.
Adrianna Sobol podkreśla, że pomimo zaawansowania choroby absolutnie nikt nie ma prawa odbierać pacjentowi nadziei. - Nie musi ona oznaczać szerokiego optymizmu, ale można mieć przecież nadzieję na kolejny dzień życia, na dobrą jego jakość - konstatuje.
Źródło: Rynek Zdrowia