Wiadomo, że choroba, zwłaszcza ta nieuleczalna, powoduje w człowieku natychmiastowe przewartościowanie, przestawia priorytety. W przypadku zadaniowo podchodzącej do życia Jaremianki choroba uwolniła szczególne pokłady twórczych rezerw. Przewlekła leukemia szpikowa na przemian artystce pomagała w tworzeniu i przeszkadzała. W listopadzie 1956 roku, jak pisze Agnieszka Dauksza, Jaremianka „otrzymuje zgodę na wywiezienie do Francji dwudziestu kompozycji malarskich z cyklu Wyrazy.”2 Dwie monotypie dostanie w prezencie znany hematolog profesor Bernard. Leczenie w Paryżu u profesora Jeana Bernarda, tego samego, u którego koagulologię pokochała profesor Krystyna Zawilska, jest z jednej strony dla artystki niepowtarzalną okazją odwiedzenia artystycznych miejsc i dostępu do nieosiągalnych wtedy w Polsce materiałów malarskich, z drugiej nadzieją na pokonanie choroby. W jednym z listów do męża Maria Jarema pisze z Francji: Jean Bernard chce mieć wyniki jak najdłużej. Trwa teraz akcja zbiórki na doświadczenia [przez niego prowadzone] nad leczeniem raka i leukemii.2 Jaremianka też pragnie czasu, tego niezwykle deficytowego dobra tak potrzebnego w obliczu postępującej choroby. W Paryżu artystka dostaje przede wszystkim misulban, jeden z pierwszych leków, którym próbowano pokonać leukemię. Według informacji uzyskanych przez autorkę biografii Maria Jarema jest pacjentką profesora Bernarda od 9 grudnia 1956 do września 1957 r.
Prof. Jean Bernard i prof. Krystyna Zawilska
Zapytana o wspomnianego wyżej profesora Jeana Bernarda, profesor Zawilska wspomina:
[Kiedy] po raz pierwszy wyjechałam do Francji w 1971 r. (…) [na stypendium rządu francuskiego], wybrałam najlepszy ośrodek hematologii w Europie, prowadzony przez prof. Jeana Bernarda w Paryżu: L’Institut de Recherche sur les Maladies du Sang w szpitalu Saint-Luis. To prof. Bernard wraz z Marcelem Bessisem po raz pierwszy uzyskał remisję w ostrej białaczce, a zainspirowany przez niego Jean Dausset odkrył system zgodności tkankowej HLA (Nagroda Nobla w dziedzinie medycyny w 1980 r.). [3]
Kiedy krakowski profesor Julian Aleksandrowicz diagnozuje u Marii Jaremy leukemię, zwraca się po pomoc właśnie do profesora Bernarda, ale to właśnie profesor Aleksandrowicz zdecyduje się w 1958 roku w Polsce na syngeniczny przeszczep szpiku. Jednakże sukcesy w tym obszarze przyniosą dopiero lata osiemdziesiąte. „Nie ma nieuleczalnie chorych, tylko niedostatek wiedzy medycznej” [3] – powtarzał profesor Aleksandrowicz. Próbując medycznie zabezpieczyć swoją pacjentkę podczas jej wyjazdu na Biennale do Wenecji, pisze tym razem do włoskiego lekarza: „Drogi Kolego, Maria Jarema, moja pacjentka i przyjaciółka, od kilku lat choruje na leukemię przewlekłą. Remisję uzyskaliśmy dzięki leczeniu myleranem i mojej metodzie polegającej na podaniu podskórnie rybonukleazy (metodę przerwaliśmy z powodu braku tego środka). Z powodu wyjazdu Marii Jaremy do Włoch na Biennale nie mam możliwości kontrolowania wyników jej krwi. Dlatego pragnę prosić cię, drogi kolego, o zbadanie krwi i kontynuację leczenia.” [3]
Z jednej strony ukazuje nam się profesor, który liczy na naukowe odkrycie dające szansę skutecznego leczenia, z drugiej strony artystka odmierzająca pozostały jej czas liczbą (nie)namalowanych obrazów. Mamy oto zderzenie naukowości z naturalną ludzką potrzebą sprawczości i kontroli własnego losu i dzieła. Fenomen ostatniego okresu twórczości Jaremianki opiera się w dużej mierze na organiczności jej dzieł, na szczególnym sprzężeniu życia artystki z dziełem, pojawia się nawet określenie „obrazy leukemiczne”, odwołujące się do komentarza Tadeusza Różewicza:
„Malowała historię swojego organizmu ( …), swoje ukryte wnętrze i rozwijająca się w nim chorobę. Były to obrazy tkanek i komórek oglądane przez mikroskop. (…) Ciało rozłożone na komórki, włókna nerwowe, naczynia krwionośne. (…) Czerwone ciałka krwi. Płytki krwi. Czarny. Czerwony.Biały. Żółty. Na innych kartonach przedstawione były kości. (…) martwa forma abstrakcyjna zaczęła karmić się w tych obrazach swoim twórcą. (…) Forma żywiła się jej krwią i szpikiem kostnym. Zamieniała się w organizm żywy i zdolny do samodzielnego bytu.” [3] Dauksza sugeruje, że obrazy Jaremianki z ostatniego okresu twórczości mogą przywodzić na myśl skojarzenia ze strukturami tkankowymi:
„Obrazy przypominają materię organiczną. Mam wrażenie, że różnokształtne łącza są delikatnymi, ale wytrzymałymi strukturami transferu. Dzięki nim formy nie tylko utrzymują równowagę i balansują w swoich polach, ale też pozostają w ciągłej relacji. Te struktury są jak tkanka łączna, która spaja, zapewnia podporę narządom i ochrania wrażliwe części organizmu. Przywodzą na myśl zwłaszcza interstitium, czyli śródmiąższe, nowo odkryty organ ludzki, który, jak udowodniono niedawno – jest siateczką drobnych włókien wypełnionych płynem. Sieci, które Jarema prezentuje na swoich obrazach, wyglądają jak śródmiąższe tworzące struktury połączonych ze sobą przedziałów obecnych w przestrzeni między tkankami. To one wpływają na pracę innych narządów i transferują między nimi różne substancje – zarówno odżywcze, jak i chorobotwórcze, na przykład komórki nowotworowe.”[3]
Jaremianka z białaczką przegrywa, jej ciało znika w oczach, a ona sama resztki sił kieruje ku tworzeniu, co jeszcze bardziej uwydatnia kontrast między ciałem trawionym chorobą a umysłem. Profesor Aleksandrowicz znów konsultuje się z profesorem Bernardem i działającym w USA prof. Dameshekiem. Tym razem chce zaryzykować i przeprowadzić przeszczep szpiku pobranego od bliźniaczej siostry Jaremianki, Nuny. Operację wyznaczono na 11 października 1958 r., opis i wyniki operacji przeprowadzonej wspólnie z doktorem Julianem Blicharskim profesor Aleksandrowicz opisze rok później w „Haematologica Polonica”, w artykule „Białaczka u dwóch jednojajowych bliźniaczych sióstr. Próba leczenia przeszczepieniem szpiku kostnego”. Mimo chwilowej poprawy, pierwszego listopada umiera Maria, w styczniu odchodzi Nuna. Pozostają obrazy, utrwalone na papierze i płótnie ślady przemian w ciele i w postrzeganiu świata – postrzeganiu przez pryzmat choroby. Widoki niedostępne dla chorobowo niewtajemniczonych. „Martwa forma abstrakcyjna zaczęła karmić się w tych obrazach swoim twórcą. (…) M. wróciła do natury i czerpała z natury. Była malarką krajobrazów swojego organizmu. Najlepiej tłumaczył ją podręcznik biologii” – pisał Różewicz w opowiadaniu „W najpiękniejszym mieście świata.” [4] Tropem Różewicza można odczytać niektóre monotypie Jaremianki jako reprezentacje kości ptaka – lekkie i puste w środku. Zanikający szpik sukcesywnie unosi ich autorkę ku podniebnej perspektywie, z której zobaczyć można, jak erytrocyty, limfocyty i leukocyty grają w kolory naszym życiem.
Piśmiennictwo:
1. Choroba jako źródło sztuki, kurator wystawy Agnieszka Skalska, Muzeum Narodowe w Poznaniu 28.04- 11.08.2019
2. A. Dauksza. Jaremianka. Gdzie jest Maria, wyd. Znak Kraków 2019, s. 498.
3. Cały wywiad: https://hemostaza.edu.pl/aktualnosci/news/id/17-koagulologia-mon-amour/
4. B. Ilkosz, Maria Jarema 1908-1958, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Warszawa 1998, s. 188.
Źródło: https://hemostaza.edu.pl/aktualnosci/news/id/70-hematologia-i-sztuka/