14 maja 2024 / Katarzyna Pinkosz | Hematoonkologia.pl

Prof. Jarosław Czyż: Naszym atutem jest młody zespół, zaangażowanie, duża liczba badań kliniczych i nowych projektów

„Jeszcze w tym roku Klinika Hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy ma szansę wzbogacić się o ośrodek przeszczepiania szpiku. Już dziś są tu prowadzone wszystkie programy lekowe i wiele badań klinicznych. Klinika specjalizuje się też w leczeniu chorób rzadkich, a jednym z jej atutów jest młody i już bardzo dobrze wykształcony zespół” – mówi prof. Jarosław Czyż, kierownik kliniki.

Prof. Jarosław Czyż: Naszym atutem jest młody zespół, zaangażowanie, duża liczba badań kliniczych i nowych projektów

Klinika Hematologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Jana Biziela w Bydgoszczy to ważna placówka hematologiczna na mapie Polski. Kieruje Pan nią od 2016 roku. Co przez ten czas udało się zmienić i jakie są najbliższe plany rozwoju Kliniki? 

Obecnie Klinika Hematologii ma 25 łóżek szpitalnych, w tym 4 łóżka wydzielonego Intensywnego Nadzoru Hematologicznego oraz pięć stanowisk do chemioterapii dziennej. Rocznie w Klinice ma miejsce około 3 tysiące hospitalizacji. Mamy też Poradnię Hematologiczną, w której rocznie jest udzielanych ok. 12 tysięcy porad. Zakres działalności medycznej obejmuje diagnostykę i leczenie nowotworowych i nienowotworowych chorób układu krwiotwórczego. Obecnie czekamy na zakończenie inwestycji, dzięki której będziemy dysponowali 50 łóżkami, w tym 10 łóżkami „przeszczepowymi”.


dr hab. n. med. Jarosław Czyż, prof. UMK

Ta inwestycja była konieczna, ponieważ jest coraz więcej pacjentów?

Tak. Jesteśmy dobrze postrzegani, mamy dobrą opinię, dlatego pacjenci do nas przychodzą. Niestety, nie mamy obecnie możliwości wykonywania przeszczepów szpiku, a jesteśmy do tego przygotowani merytorycznie, mamy opracowane wszystkie procedury. Czekamy, aż skończy się inwestycja. Budynek jest obecnie w stanie surowym.

W czym obecnie specjalizuje się klinika?

Leczymy wszystkie choroby hematologiczne i hematoonkologiczne, prowadzimy wiele badań klinicznych, m.in. dla chorych na szpiczaka, przewlekłą białaczkę limfocytową. To, co odróżnia nas od innych ośrodków podobnej wielkości, jest fakt, że mamy dużo pacjentów z rzadkimi chorobami hematologicznymi. Mamy chyba największą grupę pacjentów w Polsce z nocną napadową hemoglobinurią, grupę pacjentów z chorobą Castlemana, coraz więcej pacjentów z plamicą zakrzepową małopłytkową. Ponieważ na razie nie możemy wykonywać przeszczepów szpiku czy podawać terapii CAR-T, to skoncentrowaliśmy się na chorobach rzadkich, w których możemy pomóc wielu pacjentom.

Jeśli chodzi o programy lekowe, to obecnie w Klinice są realizowane wszystkie?

Tak, mamy podpisany kontrakt na wszystkie programy lekowe; nie ma terapii, której nie moglibyśmy podać – poza przeszczepami oraz podawaniem komórek CAR-T. Mamy możliwość stosowania bardzo zaawansowanego leczenia.

W Klinice zarówno Pan, jak i cały zespół prowadzi też szereg projektów naukowych i badań klinicznych…

Prowadzimy też wiele badań klinicznych, m.in. wraz z Katedrą Biochemii Klinicznej CM UMK prowadzimy wspólnie z NCN badania nad wpływem doustnej suplementacji witaminą C na epigenetyczne modyfikacje DNA; badania nad rolą 5-hydroksymetylouracylu w rozwoju przewlekłej białaczki limfocytowej oraz badanie „Uracyl w DNA i epigenetyczne modyfikacje – nowe biomarkery rozwoju szpiczaka mnogiego? W poszukiwaniu związku między genetycznymi/epigenetycznymi modyfikacjami DNA i ewolucją szpiczaka mnogiego”.

Inne prowadzone przez nas badania dotyczą m.in. korelacji pomiędzy stężeniem kwasów sialowych na płytkach krwi a liczbą i parametrami morfologicznymi płytek krwi oraz stężeniem trombopoetyny w surowicy krwi u pacjentów z ITP leczonych agonistą TPO-R, eltrombopagiem. Prowadzimy też badania nad rolą komórek regulatorowych Breg w patogenezie przewlekłej białaczki limfocytowej; nad charakterystyką fenotypową i czynnościową limfocytów T z ekspresją receptora CD161 oraz komórek MAIT u pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym (MM) i gammapatią monoklonalną o nieokreślonym znaczeniu (MGUS) oraz ich korelacją z wykładnikami klinicznymi. Wspólnie z Instytutem Chemii Bioorganicznej PAN prowadzimy zadanie badawcze „Technologia ukierunkowanej analizy pojedynczych komórek na potrzeby diagnostyki nowotworów”. We współpracy międzynarodowej prowadzimy też szereg badań klinicznych zarówno w chorobach hematoonkologicznych, jak i hematologicznych. Jest ich naprawdę wiele.

W Klinice diagnozuje się wiele osób z chorobami rzadkimi. Skąd to zainteresowanie właśnie chorobami rzadkimi?

Gdy wyjechałem za granicę (Wielka Brytania, początkowo pracowałem w kilku szpitalach w Yorkshire, w tym w szpitalu uniwersyteckim w Leeds, następnie Szkocja, głównie Glasgow), to musiałem doszkolić się, jeśli chodzi o choroby nienowotworowe; proces szkolenia w Polsce nie był wystarczający pod tym względem. Gdy objąłem stanowisko szefa kliniki, położyłem duży nacisk na to, aby młodych lekarzy uczyć diagnozowania również chorób nieonkologicznych, w tym również chorób rzadkich. Znakomicie udaje się nam rozpoznawać rzadkie, mało znane choroby, jak niedobór izomerazy glukozo-6-fosforanowej czy nocna napadowa hemoglobinuria. Lekarze są u nas bardzo dobrze szkoleni, dlatego potrafią te choroby rozpoznać. Staram się również, aby rezydenci byli biegli w diagnostyce laboratoryjnej, raz w tygodniu każdy z nich ma indywidualne zajęcia przy mikroskopie z naszym ekspertem od morfologii krwi.

W wielu przypadkach te choroby są przeoczane; jeśli jednak jest lekarz, który zna się na ich objawach i specyfice, to będzie potrafił łatwo je rozpoznać. Niedawno pani doktor, która jest u nas na drugim roku stażu, rozpoznała nocną napadową hemoglobinurię u pacjenta będącego wcześniej pod opieką specjalisty hematologa z innego województwa, który nie rozpoznał tej choroby.

Ma Pan młody zespół w klinice.

Tak. W naszym zespole jest tylko dwóch starszych lekarzy: pani doktor Jachalska i ja mamy specjalizację z hematologii; poza tym mamy sześciu rezydentów i wierzymy w to, że zespół będzie się systematycznie powiększał, bo przychodzi do nas wielu studentów. Mamy nadzieję, że przynajmniej część z nich pozostanie z nami. To są głównie rezydenci, pracują bardzo ciężko, wykonują wiele rzeczy, których rezydenci w innych ośrodkach jeszcze nie robią – np. prowadzą wszystkich pacjentów, podejmują trudne decyzje – oczywiście z moją pomocą. Przed podjęciem ważnej decyzji zawsze mamy konsylium, rezydenci proponują leczenie, które zwykle jest akceptowane. Bardzo rzadko zdarza się, że się mylą i musimy skorygować zaproponowane leczenie. Codziennie omawiamy przypadki wszystkich pacjentów; jeśli jest coś, co budzi niepokój rezydentów, to o tym mówią. Pracujemy razem, ale główny ciężar leczenia pacjentów spoczywa na rezydentach.

Z jednej strony mają dużą odpowiedzialność; z drugiej – ogromną szansę na rozwój.

Tak; odpowiedzialność i obciążenie psychiczne jest bardzo duże, szczególnie dla kogoś, kto niedawno skończył studia. W większości biorą to na swoje barki i bardzo dobrze im idzie. Jestem z nich dumny.

Wspomniał Pan o obciążeniu psychicznym. Gdy Pan zaczynał pracę hematologa, to obciążenie było pewnie jeszcze większe, gdyż efektywność leczenia była znacznie słabsza?

Różnica jest ogromna. Gdy zaczynałem pracę, zajmowałem się przede wszystkim chłoniakami: tu rezultaty leczenia były wówczas najlepsze. W przypadku szpiczaka, ostrych białaczek efekty leczenia były bardzo słabe, co było bardzo trudne także dla lekarza. Obecnie hematologia robi się bardziej optymistyczna, jest natomiast wielu starszych pacjentów z ostrymi białaczkami, którzy często leżą w szpitalu, wymagają przetoczeń. Nie uzyskuje się wyleczeń, ale widzi się tych pacjentów długo; jest poczucie, że tym ludziom pomagamy, choć nadal nie jesteśmy w stanie ich wyleczyć. Jakość leczenia w naszych szpitalach bardzo się zmieniła. Muszę też powiedzieć, że od czasu, gdy wróciłem do Polski, dostęp do leków wręcz mnie zaszokował, że jest tak dobrze. Mamy w zasadzie dostępne niemal wszystkie leki, które chcielibyśmy mieć, mające potwierdzoną skuteczność. Kiedyś czytaliśmy o lekach, ale wiedzieliśmy, że nie będziemy ich stosować przez najbliższych 10 lat. Obecnie, gdy tylko pojawi się jakiś lek budzący nadzieję, ma rejestrację Europejskiej Agencji Leków, to bardzo szybko jest dostępny w Polsce i można go wypisać w ramach RDTL. To budujące dla lekarzy, widać, że warto czytać wyniki badań naukowych, zdobywać wiedzę; nowe terapie to nie jest abstrakcja, jak kiedyś.

Widzi się coraz więcej pacjentów, którym można pomóc?

Tak, to często wręcz niewiarygodne. Mieliśmy pacjentkę z bardzo rzadką chorobą: blastic plasmocytoit dendrifiksel neoplasm – to wyjątkowa rzadkość. Według piśmiennictwa – ci pacjenci długo nie przeżywają. A my daliśmy jej nowoczesne leczenie skojarzone, potem miała przeszczep, a dziś – nadal żyje i wydaje się, że nie ma choroby.

Jak udało się Panu stworzyć taki młody zespół? Często szefowie klinik hematologicznych mówią, że mają problem, by stworzyć zespół złożony z młodych lekarzy.

Zachęcamy studentów, by przychodzili do nas jeszcze w trakcie zajęć. Niektórzy z nich coraz bardziej interesują się hematologią i pozostają z nami. Już w ramach studiów włączamy ich w wiele prac – np. wypełniają dokumentację w badaniach naukowych komercyjnych i niekomercyjnych, przychodzą na obchody, nasze spotkania. Raz w tygodniu mamy klasyczne wykłady dla rezydentów przygotowane przez Amerykańskie Towarzystwo Hematologiczne, raz w tygodniu jest też przegląd toczących się badań i przegląd literatury. Studenci towarzyszą nam i w jednym i w drugim przypadku. Z czasem część z nich zostaje.

Poza naszą dwójką wszyscy lekarze mają poniżej 30 lat, a pracują naprawdę solidnie i dobrze. Bardzo ich chwalę. Trzy osoby już zainteresowała określona specjalizacja. Jedna z tych osób już zajmuje się krzepnięciem, druga nocną napadową hemoglobinurią, a trzecia plamicę zakrzepową małopłytkową, zespołem Castlemana. Znakomicie się sprawdzają. Oczywiście, zawsze mają moje wsparcie, nie mogłoby to inaczej funkcjonować. Oni są samodzielni, jest im potrzebne wsparcie, ale bardziej psychiczne. Pewniej się czują, gdy przedyskutujemy ich decyzje.

Co jest Pana szczególnym zainteresowaniem w hematologii?

Kiedyś moim głównym zainteresowaniem były chłoniaki, natomiast teraz nie mogę skupić się na jednej rzeczy, ponieważ trzeba dbać o rozwój ośrodka. Jeśli rezydenci zdobędą doświadczenie, to podzielimy między nich różne specjalności. Pierwsza moja rezydentka zdała właśnie egzamin specjalizacyjny, ale jeszcze nie skończyła specjalizacji. Będzie zajmować się głównie problemami krzepnięcia krwi. Drugi doktor rezydent zajmuje się nocną napadową hemoglobinurią, jest już znany za granicą. Gdy będziemy mieli więcej personelu, to będę chciał, aby każdy z lekarzy mógł szczególnie skupić się na rzeczach, które ich interesują. Na razie jest nas za mało, abyśmy mogli sobie na to pozwolić. Subspecjalności hematologiczne mają swoich liderów; powinna być jedna osoba od chłoniaków, druga od ostrych białaczek, trzecia od szpiczaków, zaś rezydenci – przechodząc program szkolenia – powinni pracować z tymi lekarzami po kilka miesięcy. Tak powinno wyglądać prawidłowo przeprowadzone szkolenie. Na razie jeszcze u nas tego nie ma, ale mam nadzieję, że uda nam się to stworzyć.

Jak chciałby Pan rozwinąć klinikę i oddział?

Przede wszystkim chciałbym, abyśmy zaczęli wykonywać przeszczepy szpiku. Mamy bardzo dobrą współpracę z ośrodkami hematologicznymi w Katowicach i Gliwicach, wysyłamy tam naszych pacjentów, natomiast mamy ambicję, aby przeszczepianie szpiku odbywało się w naszej klinice. Chcielibyśmy również wykonywać podawanie komórek CAR-T. Jest to technologia zapierająca dech, wszyscy chcieliby ją wykonywać; my również, zwłaszcza, że jesteśmy ośrodkiem akademickim. Powinniśmy mieć też więcej miejsca w klinice, w poradni, ponieważ przychodzi do nas po kilkudziesięciu pacjentów dziennie, a my mamy bardzo skromną bazę.

Poza tym trzeba zmniejszyć zagęszczenie na salach; obecnie są one 3-osobowe, a przy obecnych standardach na hematologii powinny to być sale jedno- i dwuosobowe. W nowym miejscu mamy planowane pokoje jednoosobowe o podwyższonej czystości dla pacjentów z ostrymi białaczkami oraz pomieszczenia przeszczepowe. Otwarcie nowej części powinno nastąpić w 2024 roku, ale niestety mamy pewne opóźnienia. Budynek stoi w stanie surowym, zamkniętym, nie wiem, ile potrwają prace wykończeniowe.

Dziś pacjentów jest dużo więcej niż możecie przyjąć?

Zdecydowanie tak. Nie musimy reklamować naszej kliniki. Ostatnio mieliśmy pacjentkę z miejscowości, z której o 50 km bliżej jest do Torunia. Zaproponowaliśmy, by ona tam się leczyła. Wstępnie zgodziła się, ale gdy przyjechała karetka, to ostatecznie zdecydowała, że woli zostać u nas, i tak się stało. Idzie za nami dobra opinia i wielu pacjentów chce się u nas leczyć; cieszymy się z tego.

 

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

 

Źródło grafiki: facebook.com

Podobne artykuły