W czasie ostatniego kongresu Amerykańskiego Towarzystwa Hematologicznego, który odbył się w grudniu ubr, prof. Michale R. Bishop z Chicago wspominał jak 40 – 50 lat temu podczas obchodu lekarskiego: „przemykaliśmy przez pokoje, w których przebywały dzieci cierpiące na białaczkę. Wtedy leczenie polegało głównie na tym, by zapewnić im możliwie najlepszy komfort życia”. Ma Pan Profesor podobne wspomnienia?
W latach, o których mówił prof. Bishop białaczka limfoblastyczna była chorobą nieuleczalną, ale także inne nowotwory stwarzały ogromną trudność w leczeniu, bo terapia była głównie oparta na zabiegu operacyjnym, oraz na radioterapii dającej u dzieci wyjątkowo dramatyczne skutki uboczne. Chemioterapia nie była wówczas metodą skuteczną dla większości pacjentów. I rzeczywiście trudno było się mierzyć z ogromem cierpienia tych dzieci, trudno był zaakceptować to, że po kolei umierały, jedno po drugim, czasem po miesiącach a czasem już po tygodniach. Z jednej strony to wyjątkowo przygnębiało, rodziło chęć ucieczki ale też… mobilizowało. Stawiało przed wyzwaniem: jak to zmienić? Gdzie szukać sposobów na pokonanie nowotworów?
W latach 60- siątych zaledwie 2-4 proc. dzieci z białaczką przeżywało dłużej niż 5 lat od wykrycia choroby nowotworowej (dzisiaj 90 proc!) i co istotne, wówczas w zasadzie nie przypisywano tego medycynie, ale samo uzdrawiającej sile organizmu…
Mimo to zdecydował się Pan właśnie na pracę z tymi dziećmi?
Przede wszystkim zawsze chciałem leczyć dzieci. Już wybierając zawód lekarza wiedziałem o tym. W zasadzie mogę powiedzieć, że studiowałem medycynę dla pediatrii. Ponieważ wtedy nie było osobnych oddziałów czy choćby pododdziałów dla dzieci z nowotworami, leczono je na oddziałach ogólnopediatrycznych, siłą rzeczy miałem możliwość kontaktu z chorobami onkologicznymi, na które chorowały dzieci.
W Lublinie w ówczesnym Instytucie Pediatrii w szpitalu przy ul. Staszica mieliśmy jedną 15 osobową salę, na której leżały te dzieci. Warunki były niezwykle trudne: ciasno, ciężko chore, skazane na długie leczenie dzieci i rodzice, którzy musieli ustalać kiedy je odwiedzają (w parzyste czy w nieparzyste dni) gdyż wszyscy jednocześnie nie mogli się pomieścić … Dzisiaj trudno to sobie wyobrazić. Leczenie też było z innej epoki. Co prawda dostępnych już było 8 cytostatyków, ale stosowano je w zasadzie na ślepo, czasem jeden, czasem łączono dwa-trzy. Niestety efekty były mizerne.
Ale jakieś światełko na przełom w leczeniu już się wtedy zaczęło pojawiać?
W nauce pojawiły się pierwsze sygnały, że są na to szanse. W latach 70-siątych ruszyły programy terapeutyczne. Zaczęły się badania nad biologią komórki nowotworowej – sprawdzano jak zadziałać na tę komórkę aby powstrzymać jej metabolizm, jakie leki to mogę skutecznie zrobić itd. Ja także zająłem się genetyką komórki – nagle okazało się, że białaczka to nie jest jedna choroba, że ma różne postacie i co ważne, że pacjenci mają różne zmiany genetyczne, które powodują, że różnie reagują na leczenie. Należy więc podzielić chorych na różne grupy – coraz mniejsze, coraz bardziej wyselekcjonowane - i do nich dostosowywać leczenie. W przyszłości mamy nadzieję, że uda się dostosowywać lek do konkretnego pacjenta z konkretnym nowotworem. Dojdziemy do tego co już dzisiaj nazywamy medycyną spersonalizowaną.
Badania, którymi się Pan zajmował to był początek postępu w leczeniu?
Miałem ogromne szczęście, że moimi badaniami zainteresował się prof. Sandberg z USA – pionier badań genetycznych w białaczkach - który zaprosił mnie do swego laboratorium, gdzie kontynuowałem prace. Po opublikowaniu wyników, pamiętam to doskonale, niektórzy niezwykle wówczas znani i cieszący się ogromnym autorytetem hematolodzy europejscy dość sceptycznie je ocenili twierdząc, że to taka zabawa bez przyszłości. Jednak już kilka lat później uznali jak ważną, wręcz nieodzowną metodą diagnostyczną stały się badania genetyczne. To one zresztą stały się początkiem niesamowitego przyspieszenia w leczeniu, które trwa do dziś. W Polsce mamy dostęp do najnowocześniejszych leków i terapii, także innowacyjnych. Przed erą inhibitorów kinazy tyrozynowej większość chorych umierała w ciągu 5 lat od rozpoznania. Dzisiaj ten czas wzrósł niepomiernie, część pacjentów może z czasem zupełnie odstawić leki.
Mamy epokę, kiedy choroby nowotworowe przestały być chorobami śmiertelnymi a stały się schorzeniami przewlekłymi. Ale są też nowe wyzwania, jakie?
Największym wyzwaniem jest zjawisko lekooporności. O ile przy pierwszym leczeniu takiego przypadku udaje się nam osiągnąć remisję choroby to zwykle jest ona krótka i niestety nawrót choroby, który przychodzi dość szybko, charakteryzuje się jeszcze wyższą opornością na leczenie. W pewnych przypadkach ta oporność jest tak duża, że praktycznie żaden lek już nie może pomóc. Na szczęście są to sytuacje dotyczące tylko kilku procent dzieci.
Inną trudnością, z którą się zmagamy jest toksyczność leczenia, która wywołuje skutki uboczne czasem tak dramatyczne, że chory ginie właśnie z ich powodu. Być może pomogą tu badania genetyczne, które z góry pozwolą wyselekcjonować chorych, którzy mogą sobie nie radzić z podawaną terapią. Tylko czy to się uda? Są leki, z których przy pewnych nowotworach nie można zrezygnować, których nie ma czym zastąpić.
Stale też zmagamy się z infekcjami, które stanowią ogromne zagrożenia dla dzieci będących w czasie chemioterapii. Chcę tu podkreślić jak ogromną rolę w tych sytuacjach pełnią odpowiednie warunki na oddziałach hematologii dziecięcej. Bez nich sukces w leczeniu byłby dużo trudniejszy do osiągnięcia.
Wciąż też nie umiemy na 100 proc. odpowiedzieć na pytanie, które zadają wszyscy rodzice dzieci kończących leczenie: czy wiadomo, że w organizmie dziecka nie ma już żadnych komórek nowotworowych? Czy żadnych mimo coraz doskonalszej diagnostyki, jeszcze nie odpowiemy. To także pole do popisu dla przyszłych pokoleń naukowców.
A diagnostyka – w jakim kierunku powinna się rozwijać?
Myślę, że wciąż musimy walczyć o jak najwcześniejsze wykrywanie nowotworów u dzieci. To jest kluczowe – i tu swoją rolę do spełnienia mają lekarze pierwszego kontaktu. Bo im wcześniej dziecko trafi na leczenie tym większa szansa na całkowite wyleczenie.
W Polsce mamy 17 wysokospecjalistycznych ośrodków onkologii dziecięcej, które zapewniają każdemu dziecku, które tego wymaga, pełną opiekę i pomoc. Rocznie rozpoznajemy ok. 1200 – 1300 nowych zachorować i każdy z tych pacjentów trafia właśnie do takich oddziałów. Jeśli w leczeniu trzeba zastosować przeszczep szpiku to jest kierowane do jednego z 5 ośrodków transplantacyjnych dla dzieci działających na terenie kraju. To całkowicie zaspokaja potrzeby naszego społeczeństwa.
Tak więc wczesna diagnostyka to klucz do sukcesu. Bo profilaktyka pierwotna u dzieci jako taka nie istnieje, chociaż mamy już coraz szerszą wiedzę na temat profilaktyki, którą przyszli rodzicie powinni zastosować jeszcze przed poczęciem dziecka ale to już temat na inną rozmowę.
Klinika Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie obchodzi właśnie jubileusz XX lecia.
Należy do najnowocześniejszych ośrodków leczenia dzieci z chorobami nowotworowymi nie tylko w Polsce. Dysponuje 36 łóżkami i prowadzi leczenie dzieci ze wszystkimi chorobami układu krwiotwórczego oraz nowotworami.
Klinika specjalizuje się w leczeniu białaczek, chłoniaków złośliwych, choroby Hodgkina, wszystkich nowotworów litych (mózgu, kości, tkanek miękkich, zarodkowych), różnych postaci niedokrwistości, skaz krwotocznych (małopłytkowość i hemofilie). Leczona jest tu też najpoważniejsza postać niewydolności szpiku – anemia aplastyczna.
Ośrodek posiada warunki do pełnej diagnostyki tych chorób: cytomorfologicznej, cytochemicznej, immunologicznej (w tym badania na cytometrze przepływowym), cytogenetycznej (w tym metodą FISH) oraz genetyki molekularnej.
Leczenie nowotworów prowadzone jest z zastosowaniem najnowocześniejszych metod: chemioterapii, chemioterapii wysokodawkowanej z pełnym leczeniem wspomagającym, radioterapii, ewentualnego leczenia operacyjnego. Wyniki leczenia chorób nowotworowych u dzieci są porównywalne do uzyskiwanych w najlepszych ośrodkach na świecie.
Ośrodek koordynuje w całym kraju programy leczenia ostrej białaczki limfoblastycznej (program ALL-IC), histiocytozy oraz wspomagania psychologicznego. Prowadzi wszystkie rodzaje przeszczepiania krwiotwórczych komórek macierzystych: autologiczne,allogeniczne od dawcy spokrewnionego i niespokrewnionego, haploidentyczne oraz ze zredukowanym kondycjonowaniem.