8 lipca 2014 / Ewa Biernacka/hematoonkologia.pl

Dlaczego tak, a nie inaczej? O poszukiwaniu fundamentalnych odpowiedzi opowiada profesor Wiesław Wiktor Jędrzejczak.

Panuje pogląd, że hematologia i hematoonkologia to dziedziny hermetyczne. I takie są w istocie - wymagające, trudne poznawczo i intelektualnie. Część chorób układu krwiotwórczego nadal pozostaje nieuleczalna. Zarazem jednak obserwujemy burzliwy postęp w zakresie badań podstawowych i poznania obrazu klinicznego tych chorób. Zachodzą rewolucyjne przemiany metod diagnostyki i leczenia nowotworów krwi. Autorami tych pozytywnych przemian są wybitni światowi, ale też polscy specjaliści - naukowcy i lekarze biorący udział w kształtowaniu europejskich i światowych standardów. Pragniemy w cyklu wywiadów przybliżyć ich dorobek, a poprzez to także dać wgląd w tajniki zagadnień hematologii doświadczalnej i klinicznej. Jako pierwszy o swojej drodze naukowej zgodził się opowiedzieć pionier transplantologii szpiku prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak.

Dlaczego tak, a nie inaczej? O poszukiwaniu fundamentalnych odpowiedzi opowiada profesor Wiesław Wiktor Jędrzejczak.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Jaką część swego dorobku naukowego w hematologii szczególnie Pan Profesor sobie ceni?

Prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak: W ciągu ostatnich 40 lat ta dziedzina diametralnie się zmieniła. Czuję się spełniony jako naukowiec, bo uczestniczyłem i nadal uczestniczę w jej postępach. Obszar moich zainteresowań - hematologia kliniczna i doświadczalna - dotyczy dość hermetycznych dla przeciętnego odbiorcy zagadnień molekularnych i komórkowych mechanizmów powstawania komórek krwi. Chcąc zrozumieć genetycznie uwarunkowane schorzenia układu krwiotwórczego, badałem m.in. istotę defektu w osteopetrozie, rolę cytokiny M-CSF dla kościotworzenia i limfocytów T w regulacji hemopoezy. Cenię sobie badania dotyczące komórek macierzystych i poszukiwanie fundamentalnej dla hematologa odpowiedzi na pytanie, skąd się bierze szpik, jakie geny regulują jego wytwarzanie jako narządu? Wyjaśnienie tych zagadnień to jedno z moich największych osiągnięć. Do rozwiązywania tego typu problemów intelektualnych wprowadziłem nowe modele do badań eksperymentalnych. Najpierw znalazłem chorobę - osteopetrozę. Ustalenie jej przyczyny było zarazem zidentyfikowaniem czynnika odpowiadającego za jej rozwój. Charakteryzujący ją brak szpiku występuje u myszy, ale też u człowieka. Największe odkrycie dotyczyło wyjaśnienia przyczyny jego braku u myszy o genotypie op/op, wywołanego brakiem makrofagopoetyny, cytokiny krwiotwórczej, hormonu krwiotwórczego. Była to też pierwsza odkryta, znana w medycynie choroba wrodzonego jej braku. Okazało się, że cytokina ta, M-CSF (Macrophage Colony Stimulating Factor), jest odpowiedzialna za powstawanie komórek osteoklastów. W litej kości wytwarzają one przestrzeń dla powstania jam szpikowych. Etapem prowadzącym do tego odkrycia było stwierdzenie u tych myszy braku makrofagów (rodzaj komórek odpornościowych) w jamie otrzewnej. Ta przesłanka pozwoliła na dojście do jej przyczyny – genetycznie uwarunkowanego braku czynnika pobudzającego ich wytwarzanie. Następnie do stwierdzenia, że jest to wspólny czynnik odpowiadający za powstawanie i makrofagów, i osteoklastów. Potem udowodniłem, że rzeczywiście chodzi o czynnik M-CSF. Na koniec jego podanie spowodowało wytworzenie się u myszy szpiku. W sensie obserwacyjnym ciekawe było to, że osteoklasty są potrzebne myszom nie tylko do wytworzenia szpiku, ale i do przebicia się zębów przez żuchwę. Wystarczyło myszom bezzębnym z powodu braku osteoklastów podać tę cząsteczkę, by wyrosły im zęby. A raczej się wyrżnęły. Czasem żartobliwie mówię, że znalazłem lek na porost zębów.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Czy to miało związek z badaniami nad rolą limfocytów T w regulacji hematopoezy?

Prof. W.W. Jędrzejczak: Tylko w taki sposób, że trafienie na model osteoptetroz wynikło z poszukiwania modelu do badania roli limfocytów T w regulacji hematopoezy. Mianowicie wcześniej (opublikowane w Science) dokonaliśmy odkrycia regulacyjnej roli komórek T w krwiotworzeniu. To było zrobione na pewnym modelu myszy: myszy W/Wv - myszy z defektem komórek macierzystych - ale nie byliśmy w stanie tego powtórzyć u myszy w innym modelu, u tzw. myszy nagich, bez grasicy. Szukając innych modeli zwierzęcych, trafiłem na opis szczura, u którego niedorozwój grasicy wiązał się z osteopetrozą. Zainteresowało mnie to, ale nie miałem dostępu do tego szczura, natomiast nawiązałem kontakt z prof. Priscillą Lane z Jackson Laboratories (największa hodowla myszy doświadczalnych na świecie), która dysponowała czterema rodzajami myszy z osteopetrozą, w tym jednym z zanikiem grasicy. Poprosiłem o wszystkie. Zanim jednak do badań osteopetrozy dostałem mysz bezgrasiczą, dostałem mysz op/op i wyszła z tego historia opisana przed chwilą.

HEMATOONKOLOGIA.PL: W badaniach nad genetycznie uwarunkowanymi schorzeniami układu krwiotwórczego wykorzystywał Pan modele zwierzęce...

Prof. W.W. Jędrzejczak: W głównym kierunku badań stricte naukowych, który zaowocował w swoim czasie licznymi cytowaniami itd., wykorzystywałem modele, które powstały naturalnie, doświadczenia robiłem na myszach z naturalnie występującymi chorobami uwarunkowanymi genetycznie. Obecnie jest możliwość laboratoryjnego wytwarzania takich defektów, tzw. myszy nokautów i myszy transgenicznych. Moja główna aktywność w zakresie badań podstawowych przypadła na okres, kiedy te modele zwierzęce nie były dostępne. Wątek osteopetroz jest bardzo ciekawy. Okazało się, że tę chorobę powodują mutacje bardzo wielu genów. Jest to teraz bodaj najlepiej poznana - w sensie znajomości czynników regulacyjnych - droga różnicowania w układzie krwiotwórczym. Prawdopodobnie dlatego, że jest to droga najmłodsza - osteoklast jest najmłodszą ewolucyjnie komórką w organizmie ssaków, pojawił się na poziomie ryb kostnoszkieletowych, i to nie po to, żeby wytworzyć szpik, tylko by umożliwić wyrżnięcie się zębów. Potem, jak te ryby zaczęły wychodzić na ląd, jakieś osteoklasty musiały zbłądzić do kości, wytworzyć w nich jamy i to okazało się korzystne ewolucyjnie, gdyż kości stały się lżejsze i bardziej odporne na złamanie. A wtedy komórki krwiotwórcze odkryły to miejsce, przeniosły się tam z nerek, które tę rolę pełnią u ryb, i tak powstał szpik.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Zaproponował Pan hipotezę alternatywnych dróg różnicowania układu krwiotwórczego...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Koncepcja ich istnienia znakomicie się potwierdziła, ale nie udało mi się jej opublikować (poza streszczeniem w Experimental Hematology w 1981 r.). Potem był stan wojenny, miałem zgodę na wysłanie pracy do druku. Recenzował ją wybitny, nieżyjący już odkrywca komórek macierzystych Ernest McCulloch. Wniósł do niej pewne poprawki, ale nie dostałem ponownej zgody na jej wysłanie. A np. na modelu badanym na myszach op/op okazało się, że makrofagi mogą być wytwarzane na trzy różne sposoby, alternatywnymi drogami różnicowania: pod wpływem wspomnianej wcześniej cytokiny M-CSF (odkrył ją Richard Stanley, który zresztą nazwał ją CSF-1, gdyż była to pierwsza wyizolowana cytokina krwiotworcza), cytokin GM-CSF i interleukiny 3. Ma to kapitalne znaczenie praktyczne w erze leków celowanych, nastawionych na zablokowanie takiej drogi. To, że te leki nie są zawsze równie skuteczne, jak np. imatinib w przewlekłej białaczce szpikowej, wynika właśnie z istnienia alternatywnych dróg różnicowania komórek nowotworowych. Robimy blok w jednym miejscu, a one go obchodzą inną drogą. W podstawowych modelach badawczych potwierdzamy, że coś jest regulowane i zachodzi w takim, a nie innym mechanizmie, następnie ten mechanizm blokujemy. Bloki, którymi się posługiwałem, po prostu były spowodowane mutacjami. Ale gdyby ktoś np. chciał zrobić blok M-CSF, to właściwie powinien to zrobić tak, jak to przypadkowo zrobiła natura u myszy op/op. Istnienie limfocytów T i B również zostało odkryte na podstawie tego typu modeli jak mysz nude, pozbawiona limfocytów T, której w związku z tym można przeszczepić dowolny nowotwór, czy mysz z niedoborem limfocytów B. W ten sposób potwierdzono wynikanie z tych niedoborów określonych chorób, np. z choroby pierwotnego niedoboru odporności z powodu deficytu komórek B (niedoboru przeciwciał) agammaglobulinemii, występującej nie tylko u myszy, ale i u ludzi. Opisał ją amerykański wojskowy pediatra Bruton. Ibrutinib, inhibitor kinazy Brutona, jest obecnie największym przebojem. Współuczestniczyłem w pracach nad badaniem tej substancji i nad zastosowaniem jej jako leku. Byłem współautorem pracy opublikowanej w New England Journal of Medicine (2013) na ten temat. To lek z ciekawą historią, podobnie jak terapia komórkowa CAR (chimeric antigen receptor) u chorych na ostrą białaczkę limfoblastyczną oporną na leki, która wykorzystuje genetycznie zmodyfikowane limfocyty T, wyposażone w receptor złożony po części z przeciwciała swoistego dla danego rodzaju białaczki, po części z cząsteczki przenoszącej do wnętrza limfocytu jego sygnał. Ta terapia to nadzieja na leczenie białaczki limfoblastycznej i nie tylko, ibrutinib zaś to nadzieja w leczeniu chłoniaków płaszcza. Ten lek nie jest jeszcze dostępny handlowo. Może być przełomowy, jak imatinib w przewlekłej białaczce szpikowej, który dziś w fazie generyków wszedł „pod strzechy”.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Prowadził Pan badania nad izolowanymi komórkami krwiotwórczymi budowanymi in vitro oraz w komorach dyfuzyjnych. Tymi metodami wykazał Pan m.in. zaburzenia podścieliska krwiotwórczego w anemii aplastycznej u ludzi.

Prof. W.W. Jędrzejczak: W tej wykorzystywanej przez nas metodzie komórki hodowano in vivo w specjalnych urządzeniach. Umieszczało się je w komorze ze ścianami z filtra wielkości porów 0,22 μm, przez które mogły dyfundować cząsteczki, nie mogły zaś komórki. Za pomocą odpowiednich manipulacji myszą, której się je wszczepiło, można było indukować wzrost różnych komórek krwiotwórczych. W szpiku oprócz krwiotwórczych komórek macierzystych są macierzyste komórki podścieliska krwiotwórczego. Opisaliśmy pierwszy taki przypadek, w którym anemia aplastyczna była wiązana ze wzrostem kolonii krwiotwórczych, ale bez wzrostu kolonii fibroblastoidalnych, czyli właśnie podścieliska krwiotwórczego.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Opracował Pan oryginalne metody chemioterapii nowotworów..

Prof. W.W. Jędrzejczak: Można powiedzieć, że od tego zacząłem. Pierwszym moim zadaniem jako lekarza było przygotowanie Wojska Polskiego na wypadek wojny jądrowej i choroby popromiennej. Za model tej choroby przyjąłem skutki chemioterapii nowotworów. W Polsce w owym czasie prowadzono ją dawkami rzędu 100 mg cyklofosfamidu 1 raz dziennie, co odbiegało od postępowania na świecie. Zacząłem ten lek stosować w dawkach 30 mg/kg wagi ciała, co wtedy naraziło mnie na wiele zarzutów, ale dzisiaj jest zupełnie normalne. Przynosiło to większe skutki uboczne i wymagało opracowania metod prowadzenia chorych. Sam cyklofosfamid był za mało skuteczny w raku płuca (a takimi chorymi się wtedy również opiekowałem), skojarzyłem go więc z metotreksatem i opracowałem metodę opartą na zasadzie synchronizacji komórek. Już wtedy było wiadomo, że komórki żyją w ramach 4 faz cyklu komórkowego, kończącego się podziałem komórki na dwie. Poszczególne cytostatyki działają nie na wszystkie fazy jednakowo, są swoiste w stosunku do poszczególnych faz. Lek działa tylko na jedną z nich - zabija komórki znajdujące się właśnie w niej. Jak zwiększyć skuteczność takiego leczenia, skoro komórki w tych 4 fazach są rozsynchronizowane? Okazało się, że jeżeli się poda cytostatyk w mniejszej dawce, to on zablokuje komórki nowotworowe w danej fazie. Spowodowanie bloku pozwala komórkom w pozostałych trzech fazach dojść do fazy, którą zablokowaliśmy i w niej się zatrzymać. Po pewnym czasie blok przestaje działać, mija znowu jakiś czas, wszystkie komórki wchodzą jednocześnie w następną fazę, a wówczas podajemy lek działający w tej następnej fazie. Do synchronizacji wykorzystywaliśmy metotreksat, który powoduje blok na pograniczu fazy G1/S. Po kilku godzinach podawaliśmy cyklofosfamid działający w fazie S. Komórki hodowano in vitro, więc znaliśmy tempo ich proliferacji. Nasza pierwsza praca - omawiająca protokół postępowania: metotreksat - cyklofosfamid - była pierwszą pracą z Polski z chemioterapii nowotworów w piśmiennictwie międzynarodowym. W modyfikacji tego schematu dodałem winkrystynę, która powoduje blok w fazie M., w celu częściowego zsynchronizowania komórek w tej fazie, następny blok powodował metotreksat, na końcu podawano cyklofosfamid. To dawało lepsze wyniki, ale ostatecznie nie zaowocowało publikacją. Do zrobienia badania fazy drugiej trzeba mieć ich powyżej 20, my, na 8 łóżkach, którymi dysponowaliśmy, mieliśmy ich 18.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Na czym polegała metoda ilościowego badania komórek ustanawiających krwiotworzenie?

Prof. W.W. Jędrzejczak: To jedna z moich najlepszych prac, do tej pory niepodważona. Nie jest cytowana tak często, jak być powinna, szybko bowiem uznano ją za podręcznikową. W owym czasie do badania komórek macierzystych służyła metoda kolonii śledzionowych, na podstawie której dwóch Kanadyjczyków James Till i (już zmarły) Ernest McCulloch, kandydatów za to do Nagrody Nobla, opracowało teorię komórek macierzystych. Z badań, które prowadziłem, wynikało, że w rzeczywistości to nie są macierzyste komórki krwiotwórcze, czyli te, które pojedynczo są w stanie ustanowić krwiotworzenie. Tylko jak to udowodnić? Doświadczenie wykonałem na wspomnianych myszach W/Wv, które bez napromienienia zachowują się jak myszy napromienione śmiertelnie, a przeszczepiony szpik zdrowej myszy zachowuje się, jakby w ich organizmach żadnego szpiku nie było. Zrobiliśmy doświadczenie metodą tzw. rozcieńczeń granicznych. Poszczególnym grupom myszy podaje się coraz mniejsze liczby komórek szpiku, aż się dojdzie do takiej liczby przeszczepianych komórek, wśród których jest tylko jedna, która samodzielnie jest w stanie odtworzyć układ krwiotwórczy, lub nie ma jej wcale. Okazało się, że to się dzieje mniej więcej na poziomie 25 tys. komórek. Publikacja ukazała się w 1979 r. Potem dokładnie takie samo doświadczenie zrobili Amerykanie, a jego wyniki opublikowali w 1982 r. Ich praca była prawie 10-krotnie częściej cytowana od mojej. Napisałem list do Redakcji Experimental Hematology, umieszczając w nim tabele zestawiające dokładnie te same dane - moje i tamte - pod Orwellowskim tytułem „Wszystkie prace są równe, ale niektóre są równiejsze od innych”. List opublikowano. Dla jasności, nie oskarżałem autorów amerykańskich o plagiat itp., tylko o to, że nie zacytowali mojej pracy. Wiedziałem skądinąd, że Amerykanie zrobili w tym samym czasie co ja, dokładnie takie samo doświadczenie jak ja. Nawiasem mówiąc, na temat metody rozmawialiśmy w 1979 r., przy okazji liczenia głosów w wyborach do jakiejś organizacji międzynarodowej...

HEMATOONKOLOGIA.PL: Wprowadził Pan oryginalne modyfikacje przeszczepiania szpiku u ludzi...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Wdrażanie przeszczepiania szpiku było naszym pomysłem na stan wojenny... Nie mogliśmy nigdzie pojechać nauczyć się przeszczepiania szpiku, musieliśmy całą tę technologię odtworzyć na podstawie naszych doświadczeń na myszach i dostępnych publikacji, skonstruować własne igły do pobierania szpiku, tzw. filtry szpiku, urządzenie, które powoduje, że zawiesina robi się jednokomórkowa, technikę własną usuwania krwinek czerwonych ze szpiku, żeby nie spowodować wstrząsu po przetoczeniu. Ale nie wzięło się to u nas znikąd. Wszystkie te prace od 1972 r. zmierzające do opracowania metod prowadzenia chorych z uszkodzonym układem krwiotwórczym przez podanie dużych dawek cytostatyków (temat mojej rozprawy habilitacyjnej) dały nam do ręki technologię prowadzenia chorych po przeszczepieniu szpiku. Z kolei badania doświadczalne na myszach – tysiące przeszczepień szpiku u tych zwierząt - dały nam umiejętności do opracowania technologii laboratoryjnej części zabiegu przeszczepienia szpiku u człowieka. I w pewnym momencie to się spięło.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Jaka była historia badań na odkrytym przez Pana modelu nieznanych wcześniej chorób, polegających na wrodzonym braku czynnika krwiotwórczego, tzw. makrofagopoetyny?

Prof. W.W. Jędrzejczak: Odkrycie zrobione na początku lat 80., zostało opublikowane po raz pierwszy w 1982 r w Journal of Experimental Medicine. Potem zajmowałem się przeszczepianiem szpiku u ludzi, mniej zaś hematologią doświadczalną. To były zupełnie inne wyzwania, przede wszystkim musieliśmy nadrabiać złe warunku kompetencją. Jeden z naszych techników Darek Malejka kręcił film dokumentalny 8 mm i tam widać, jak inne to były warunki od dzisiejszych, a przecież dzisiaj żyje troje spośród 9 chorych poddanych tym zabiegom. Gdy w 1987 r. administracyjnie zlikwidowano nasz zespół przeszczepiania szpiku, wyjechałem do St. Zjednoczonych i tam w znacznej mierze kontynuowałem badania. Tam zidentyfikowałem brakującą cytokinę, a wyniki opublikowałem po powrocie do Polski w PNAS, Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America. Potem przez kilka lat - tak długo, jak długo nie mogłem wrócić do przeszczepiania szpiku - zajmowałem się badaniami stricte naukowymi. Badania pozwoliły ustalić przyczynę choroby na poziomie cząsteczkowym, opracować metody diagnozowania i leczenia podobnych chorób, a także umożliwiły odkrycie istnienia dwóch różnych subpopulacji kluczowych komórek odpornościowych: makrofagów regulacyjnych i makrofagów odpornościowych. To jest podstawowa wiedza o tym, jak organizm zwalcza infekcje. Mysz op/op ma makrofagi odpowiedzialne za funkcje odpornościowe, natomiast nie ma makrofagów, które wydzielają cytokiny pobudzające inne komórki. Np. w zapaleniu otrzewnej makrofagi znajdujące się w jamie otrzewnej ściągają w to miejsce granulocyty. I tak się normalnie dzieje, ale nie u myszy op/op pozbawionych tych makrofagów.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Te wyniki mają istotne znaczenie dla rozwoju metod immunoterapii nowotworów, zwalczania zakażeń...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Jeśli chodzi o nowotwory, to jest też inna praca o głównej roli makrofagów w odpowiedzi odpornościowej na nowotwór, opublikowana w International Journal of Cancer (1996). Pierwszym autorem był prof. Andrzej Nowicki. Zweryfikowaliśmy w niej słynną tezę Judy Volkmana, że do wzrostu guza nowotworowego potrzebne jest jego odżywienie, a w tym celu wytworzenie naczyń i tkanki podporowej. Punktem wyjścia było pytanie, które komórki są odpowiedzialne za sygnały do wytworzenia tych naczyń i tkanki podporowej i czy są to te makrofagi, których brakuje u myszy op/op Otóż u myszy op/op, której się przeszczepi doświadczalnie nowotwór, nie powstaje tkanka podporowa, nie ma naczyń i nowotwór rośnie rachitycznie. To był ten dowód.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Pierwszy udany przeszczep szpiku w Polsce reprezentuje Pana dorobek w hematologii klinicznej. W praktycznym zajmowaniu się przeszczepianiem szpiku miał Pan 12-letnią przerwę...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Nasz zespół w Centralnym Szpitalu Klinicznym WAM na Szaserów rozwiązano w 1987 r., co wyeliminowało nas jako naukowców z rozwoju przeszczepiania szpiku w okresie, kiedy mogliśmy zrobić najwięcej. W klinice na Banacha podjąłem przeszczepianie szpiku w 1999 r. Przygotowania do przeszczepiania krwi pępowinowej zacząłem robić jeszcze na Szaserów. Tam opracowałem techniki jej pobierania, jest ona bowiem bardziej plastyczna niż szpik i można ją przeszczepiać ze znacznie większą tolerancją. Przeszczepy te są rozwiązaniem dla tych 20 proc. chorych, dla których nie można znaleźć dawcy szpiku czy komórek od dawcy dorosłego, ponieważ różnorodność układu, w którym dobiera się dawców, jest tak duża, że nawet obecnie, kiedy mamy 24 mln dawców, nie zawsze jest to możliwe. Gdy przeszedłem na Banacha, moim strategicznym pomysłem było rozwinięcie tej technologii. Tu też zorganizowaliśmy bank krwi pępowinowej, podjęliśmy pierwsze jej przeszczepienia. U dorosłych jako drugi ośrodek na świecie wykonaliśmy przeszczepienie dwóch jednostek (2003), jako pierwszy trzech (2004). Potem nastąpiła tragedia - zostaliśmy niesłusznie oskarżeni o to, że wykonując ten zabieg, doprowadziliśmy do śmierci chorego, i musieliśmy to przerwać. To był chory po 3 indukcjach remisji z ostrą białaczką bez remisji, w trakcie aktywnej wznowy, który mógł albo umrzeć albo żyć dzięki temu zabiegowi. Mało brakowało, by żył. Badanie autopsyjne nie wykazało nawrotu białaczki. Zmarł zrekonstytuowany krwiotwórczo, 103 dni po zabiegu, na skutek grzybniaka mózgu. Mogłem się z tego wyłgać kosztem moich współpracowników, gdybym chciał, bo w historii choroby nie było ani jednego mojego podpisu. Ale wziąłem to na siebie. „Na klatę” – jak to się mówi potocznie. Po prostu uznałem, że podpisy moich współpracowników nie oznaczały ich decyzji. Nie tylko od wielu lat pracuję publicznie, ale też chodzi o to, by ludzie, z którymi pracuję, uczyli się poprzez uczestniczenie w moim procesie decyzyjnym. Proces decyzyjny to nie tylko powiedzenie, że coś należy tak a tak zrobić, ale też, dlaczego nie inaczej. Wszystkie podejmowane w odniesieniu do tego chorego decyzje były kolektywne, ale na końcu to były moje decyzje. Na skutek tych zdarzeń Polska została z rozwoju technologii przeszczepiania krwi pępowinowej, która na świecie się rozwinęła, wyautowana. Wszyscy bali się podjąć przeszczepiania krwi pępowinowej u dorosłych. Z pionierów staliśmy się ariergardą. I nadal tak jest.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Czy przeszczepianie komórek krwiotwórczych to przyszłość?

Prof. W.W. Jędrzejczak: Na obecnym etapie myślę, że możliwości terapeutyczne przeszczepiania nie są skończone. Poza tym nie ma innych pomysłów na niektóre choroby, np. na większość ostrych białaczek szpikowych. Pod względem genetycznym są tak różnorodne, że trudno sobie wyobrazić, by w dającej się przewidzieć przyszłości zostały opracowane metody leczenia celowanego dla poszczególnych ich rodzajów, tak jak dla jednej z nich - białaczki promielocytowej - co radykalnie zmieniło rokowanie chorych. Ale to unikalna sytuacja. Zasadniczo lekarz naukowiec może się wypowiadać w zakresie tylko swojej wyobraźni, trudno określać granice wyobraźni innych ludzi. Jak wiadomo, geniusz innych często nas zaskakuje. Nawet jeśli my nie mamy pomysłu, jest nadzieja, że wpadnie na niego ktoś inny.

HEMATOONKOLOGIA.PL: W jakim miejscu jesteśmy w hematologii?

Prof. W.W. Jędrzejczak: Nigdy dotąd nie byliśmy w równie dobrym, choć nadal hasło Europejskiej Sieci Białaczkowej, European LeukemiaNet, której nasza Klinika jest członkiem „Cure for all” - Wyleczenie dla wszystkich - jest marzeniem. Nie tylko z powodu braku metod leczniczych, ale też specyfiki niektórych z tych chorób, które rozwijają się tak szybko i tak podstępnie, że z chwilą ich rozpoznania jest już za późno.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Choć nie znamy wszystkich genów biorących udział w wytwarzaniu krwi i wszystkich cząsteczek biorących udział w regulacji tych procesów, to idziemy w tę stronę...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Niedługo będziemy znali wszystkie. Najnowsze metody badania białaczek to technologia NGS, sekwencjonowanie nowej generacji, które pozwala zsekwencjonować cały genom za umiarkowaną cenę. Można np. zsekwencjonować genom białaczki i genom normalny i porównać występujące między nimi różnice, można zsekwencjonować genomy kilku różnych klonów białaczkowych u tego samego chorego. Dla niektórych chorych już to zrobiono, stąd wiemy, że w ostrych białaczkach rozwój leczenia celowanego, jak już mówiłem, będzie trudny ze względu na wielkie różnice genetyczne. U jednego człowieka może współistnieć kilka białaczek. Dlatego wydaje się, że metoda „przyjdzie walec i wyrówna” - do czego sprowadza się przeszczepianie szpiku - jeszcze długo będzie miała zastosowanie.

HEMATOONKOLOGIA.PL: A metody niecałkowitego niszczenia szpiku?...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Ich zastosowanie jest do pewnego stopnia ograniczone do leczenia nowotworów wolno przebiegających. Niecałkowicie niszcząc szpik, liczy się na to, że nowe komórki wytworzone przez przeszczepiony układ odpornościowy zniszczą chorobę. Ale nie wtedy, gdy choroba rozwija się w ciągu dni, a nie miesięcy czy lat, czyli rozwija się szybciej niż ją zwalcza układ odpornościowy.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Jakie są Pana plany?...

Prof. W.W. Jędrzejczak: Moje plany i zajęcia na najbliższe trzy lata są związane z dużym programem badawczym Narodowego Centrum Badań i Rozwoju związanym z rozwojem metod przeszczepiania szpiku. Zorganizowałem konsorcjum z wiodących ośrodków przeszczepiania szpiku. Chcemy razem podjąć to wyzwanie rozwijania metod dedykowanych chorym, którzy obecnie nie mogą znaleźć dawcy. Będziemy też rozwijać metodę przeszczepienia haploidentycznego, metody immunoterapii i nowe zastosowania/wskazania, przede wszystkim w leczeniu cukrzycy typu 1. Zajmiemy się też piętą achillesową polskiej transplantologii szpiku, czyli opieką długoterminową po przeszczepieniu. Muszę się też zastanowić nad tym, co i gdzie będę robił jako emeryt.

HEMATOONKOLOGIA.PL: Pana pasją jest też kształcenie naukowców. ..

Prof. W.W. Jędrzejczak: Istotnie - dotąd, oprócz mnie, Nagrodę Fundacji Nauki Polskiej otrzymało dwóch moich wychowanków. Wśród laureatów tej Nagrody tej Fundacji nie ma chyba drugiego takiego przykładu i mam nadzieję, że to nie koniec. Myślę, że jakieś szanse mają profesorowie Cezary Szczylik, Paweł Kaliński w St. Zjednoczonych, Jarosław Maciejewski. Łącznie naukowców, najwyższego formatu, którzy wyszli spod moich skrzydeł, jest ok. 10. To już jakaś „szkółka”.

HEMATOONKOLOGIA.PL: I z tego jest Pan dumny...

Prof. W.W. Jędrzejczak: A także z tego, że mam wnuki i prawnuki naukowe - doktorantów profesorów wychowanych przez moich profesorów. Czytam czasem jakiś tok myślowy z użyciem słownictwa, które sam wprowadziłem, autorstwa osoby całkiem mi nieznanej. I uświadamiam sobie, że tę terminologię przejął mój wychowanek, który przekazał ją swojemu uczniowi, a ten autorowi tego tekstu. Tak to żyje. I właśnie o to chodzi...

 

Podobne artykuły