19 października 2018 / Ewa Biernacka / hematoonkologia.pl

Gdańsk – Seattle – Gdynia – Gdańsk – powrót do przeszłości profesora Jana Macieja Zauchy

Wywiad red. Ewy Biernackiej z profesorem Janem Maciejem Zauchą - kierownikiem Kliniki Hematologii i Transplantologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Gdańsk – Seattle – Gdynia – Gdańsk – powrót do przeszłości profesora Jana Macieja Zauchy

HEMATOONKOLOGIA.PL: Wybrał pan hematologię i pozostał jej wierny przez całe życie zawodowe? Co na tym zaważyło?

PROF. HAB. JAN ZAUCHA: Najkrócej i nieco filozoficznie – przede wszystkim ludzie, których spotkałem na mojej drodze. Dodatkowo los, intuicja, szczęśliwe zbiegi okoliczności, różne życiowe, nierzadko czysto praktyczne wybory. Pierwsza – jeszcze dziecięca wizja siebie, wynikała z autorytetu mego ojca – naukowca w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni, który pokazał mi, jak się przeprowadza eksperymenty naukowe, badając wytrzymałość materiału na sieci rybackie. Jako drużynowego drużyny harcerskiej zapałem do interny zaraził mnie ojciec jednego z moich podopiecznych – wybitny lekarz internista prof. Marek Hebanowski. Jego tropem idąc, w Klinice Gastroenterologii stawiałem pierwsze kroki klinicysty z ofiarną zawodową asekuracją dr Krystyny Szulczyńskiej. Moją młodzieńczą propedeutykę interny wspierali ordynator oddziału dr Maria Górska-Dubowik, dr Halina Kwitek-Socha, dr Witold Szyfer, dr Wojciech Suchanek oraz prof. Jungowska i prof. Andrzej Kryszewski. Praca w tak doświadczonym internistycznie zespole była owocna.

Na jednym z pierwszych swoich dyżurów na podstawie wywiadu rozpoznałem przetokę̨ tchawiczo-oskrzelową, potwierdzoną później badaniem bronchoskopowym. Z kolei zajmowanie się chorymi z podejrzeniem choroby trzewnej, u których jako najmłodszy stażem wykonywałem zajmującą dużo czasu biopsję jelita cienkiego, pozwoliło na postawienie pierwszej trafnej diagnozy tej choroby zgodnie z konwencją strassen diagnose, do tego u własnej żony. Wreszcie powikłania chorych po chemioterapii z chorobami krwi, wymagające konsultacji z hematologiem, przywiodły mnie ku fascynującym zagadnieniom i obiecującym rozwiązaniom naukowym w dziedzinie chorób krwi, które w narracji doc. Andrzeja Hellmanna, organizującego wówczas Klinikę Hematologii AM w Gdańsku, całkiem przyćmiły „zwykłą” internę (mój pierwszy stopień specjalizacji).

Zauroczony hematologią, jej związkiem z onkologią, a także pełen podziwu dla wiedzy i kojącego dla młodego lekarza spokoju doc. Hellmanna, stałem się wówczas członkiem jego zespołu. Już wtedy podziwiałem medycynę translacyjną, skuteczne wdrażanie wyników badań laboratoryjnych, eksperymentalnych, do pracy klinicznej w której hematologia wiodła i nadal wiedzie prym. W Klinice dostałem pierwsze zadanie naukowe zwalidowania nowo opublikowanego modelu prognostycznego u chorych z przewlekłą białaczką szpikową oraz propozycję tematu pracy doktorskiej: oceny roli białka p53 w transformacji blastycznej przewlekłej białaczki szpikowej. Przypadła mi też w udziale opieka nad pierwszym chorym poddanym transplantacji szpiku. Zaczynaliśmy nietypowo, od transplantacji alogenicznej, procedury trudniejszej niż procedura autologiczna, od której startuje większość klinik przeszczepowych. W ten sposób nasza Klinika, pod kierunkiem młodego docenta Andrzeja Hellmanna, dołączyła do pionierów transplantologii szpiku w Polsce, jako czwarty ośrodek w kraju rozpoczęła program przeszczepiania komórek szpiku.

Do końca życia będę miał przed oczami scenę, jak wspólnie z panem Docentem pobieramy szpik od siostry pacjenta i później go przetaczamy. Będąc wówczas w wieku przeciętnego rezydenta – młody, bez lęku, bez bagażu doświadczeń, źródła wszelkich obaw – uważałem za naturalne zaufanie, jakim mnie obdarzył szef. Rozpoczęcie programu transplantacji otworzyło szeroko drzwi do piętrzących się trudności i powikłań potransplantacyjnych – u każdego chorego innych, do emocji i świadomości niedostatku własnej wiedzy. Istotnego doświadczenia z transplantacją szpiku nie miałem, poza 3-miesięcznym pobytem w Londynie, gdzie w Hammersmith Hospital u prof. Johna Goldmana kończyłem swój doktorat. Wspólnie z prof. Hellmannem 25 lat temu, w 1994 r., zaatakowaliśmy hematologiczne Himalaje. Doświadczenie było ekstremalne, pacjent przeżył, ale dwóch kolejnych zmarło. Z pierwszym chorym mieliśmy trochę szczęścia. Przebieg był niepowikłany, chory nie zagorączkował, mieliśmy nawet wątpliwości, czy odradzający się szpik jest jego, czy dawcy. Badania chimeryzmu hematopoetycznego metodami molekularnym, na ten czas pionierskie nie tylko w Polsce, ale i na świecie, wykonane z pomocą prof. Ryszarda Pawłowskiego z Zakładu Medycyny Sądowej, wykazały czasowy mieszany chimeryzm hematopoetyczny. Te wyniki zainspirowały badania w tym kierunku, prowadzone przez zespół Kliniki, które zaowocowały doktoratem i pracą habilitacyjną.


Mentorzy z Seattle Prof. Beverly Torok-Storb oraz Prof Rainer Storb (drugi z prawej). Pierwszy z prawej strony kolega Profesora z okresu pobytu w Seattle z którym pracował w Seattle obecnie prof. Benedetto Bruno szef oddziału transplantacji szpiku w Turynie. W środku syn państwa Storbów Adrian. Zdjęcie wykonane w 2017 roku na tarasie domu Państwa Storbów podczas dorocznego spotkania dotyczącego transplantacji szpiku w Seattle


By wiedzieć więcej, zdobyć doświadczenie w zakresie transplantologii, przystąpiłem do konkursu Fundacji Nauki Polskiej na stypendium „Kolumb”. Napisałem projekt badań dotyczący chimeryzmu hematopoetycznego po przeszczepieniu szpiku, który znalazł uznanie nie tylko w oczach członków Komisji konkursowej Fundacji Nauki Polskiej, ale również w Seattle, dokąd trafiłem, by realizować swoje badania w Zakładzie Biologii Transplantacji Szpiku Kostnego w Fred Hutchinson Cancer Research Center, w mekce transplantologii, w laboratorium ucznia prof. Thomasa  prof. Rainera Storba i mentorskiej opieki jego żony zajmującej się biologią komórek macierzystych szpiku prof. Beverly Torok-Storb. To jej zawdzięczam wzorce myślenia, sposób podejścia do problemów badawczych, do metodologii zadań eksperymentalnych, odwagę stawiania pytań – w sumie sformatowanie mojej naukowej duszy. Podobnie zadziałał sam pobyt w ośrodku w Seattle, gdzie nie tylko na spotkaniach naukowych, ale na kawie, podczas lunchu czy w przelotnych spotkaniach na korytarzu można było zamienić słowo z niejednym noblistą, gdzie nie tylko na wykładach i w laboratorium chłonie się atmosferę nauki i stale  jest się w polu jej oddziaływania.

Realizując badania na modelu psim dotyczące rozwoju mieszanego chimeryzmu hematopoetycznego po przeszczepieniu szpiku po zredukowanym niemieloablacyjnym postępowaniu przygotowawczym, udało mi się zebrać materiał do habilitacji, a przede wszystkim uczestniczyć w etapie opracowywania nowatorskiej procedury transplantacji szpiku, którą bardzo szybko zastosowano u ludzi. Profesor Rainer  Storb dowiódł, że niekoniecznie trzeba całkowicie zniszczyć szpik biorcy, aby doszło do przyjęcia przeszczepu – wystarczy ułatwić komórkom dawcy zagnieżdżenie się, a one same wyeliminują przetrwałe w tym i nowotworowe komórki biorcy. Nowa procedura, od tej pierwotniej nie łatwiejsza, poszerzyła możliwości transplantacji szpiku na ludzi starszych, u których klasycznej procedury przeprowadzić się nie da, generując o wiele mniej ostrych powikłań.

Czy staż w Seattle, oprócz wcześniejszego pobytu w Londynie, był jedyny?

Tak. Trwał 3,5 roku i zakończył się propozycją pozostania na stałe, ale z różnych powodów, głównie patriotycznych, wróciłem, mając nadzieję moją wiedzą i zdobytym doświadczeniem  służyć polskim pacjentom. Chciałem w ten sposób spłacić dług „Kolumba”, zaciągnięty w Fundacja Nauki Polskiej, która finansował mój pierwszy rok pobytu w USA, kolejne 2,5 roku byłem zatrudniony jako post-doc w Fred Hutchinson Cancer Research Center. Ale  to o „Kolumbie”, który dał mi warunki lepsze od jedynego funkcjonującego w latach dziewięćdziesiątych stypendium Fulbrighta, dotąd myślę z wdzięcznością.

Umożliwił mi pobyt z rodziną, oboje z żoną zebraliśmy materiał do naszych habilitacji. Jak wspomniałem, moja praca dotyczyła podstaw eksperymentalnych niemieloablacyjnej transplantacji szpiku kostnego. Wykonywałem badania na modelu zwierzęcym, na takich samych psach, na których w latach siedemdziesiątych młody prof. Storb z prof. Thomasem opracowali klasyczny mieloablacyjny model transplantacji szpiku. Storb był też twórcą do dziś aktualnego programu leczenia immunosupresyjnego cyklosporyną i metotreksatem. On pierwszy uzyskał wraz z prof .Thomasem globulinę antylimfocytarną, immunizując konie w gospodarstwie położonym niedaleko centrum naukowego. Mimo że prof. Thomas pochodził z Teksasu, gdzie zajmowanie się końmi należało do podstawowych umiejętności, to immunizację koni, którym nie do końca to się podobało, robił sam Storb.  On pierwszy zastosował końską globulinę antylimfocytarną u chorych poddanych transplantacji szpiku z powodu anemii aplastycznej, do dziś powszechnie obecną w tej procedurze. W USA globulina nie zrobiła kariery, natomiast w Europie zaczęto ją powszechnie stosować w postępowaniu przygotowawczym w transplantacjach szpiku od dawców niespokrewnionych, a także od niedawna od starszych dawców rodzinnych.


Badanie pierwszej chorej poddanej allogenicznej transplantacji szpiku w 2005 roku z krwi pępowinowej po zredukowanym postępowaniu przygotowawczym


Po powrocie do Gdańska w 2001 r. do 2007 r. ponownie pracował Pan w Klinice Hematologii GUM. Co wtedy okazało się bezpośrednim owocem pobytu w Seatle?

Zaczęliśmy w naszym ośrodku wykonywać transplantacje szpiku od dawcy niespokrewnionego. Udało nam się również przeprowadzić z sukcesem pierwszą transplantację z krwi pępowinowej, do tego po niemieloablacyjnym postępowaniu przygotowawczym, które zastosowaliśmy z powodu złego ogólnego stanu młodej chorej z ostrą białaczką szpikową po wznowie po autologicznej transplantacji. Chora żyje do dziś. Transplantacje zdominowały moje zainteresowania badawcze i lekarskie, choć oczywiście nie żyłem na kliniczno-transplantologicznej wyspie, zajmowałem się też innymi tematami, takimi jak leczenie przewlekłej białaczki szpikowej czy zastosowanie polskiego leku 2-CDA w leczeniu zespołów limfoproliferacyjnych. Nasza klinika w Trójmieście i województwie podmorskim, liczącym ok. 2 milionów mieszkańców, była przez wiele lat jednym ośrodkiem hematologicznym – pełniła funkcje ośrodka referencyjnego pierwszego, drugiego, trzeciego i najwyższego stopnia.

Plan stworzenia drugiego, po gdańskim, oddziału hematologicznego i transplantologicznego  w Szpitalu Morskim w Gdyni (moim rodzinnym mieście) pomógł mi w trudnej decyzji opuszczenia Kliniki w 2007. I jak każdy zwrot akcji, tak i ten przyniósł wiele zmian w zakresie zainteresowań klinicznych i naukowych. Dodatkowo rzucił mnie na głęboką wodę samodzielności, nie zawsze łatwej. Ale hartował i uczył. Ponieważ nie było tam oddziału hematologicznego, tylko onkologiczny, zacząłem leczyć chorych na chłoniaki. Starałem się robić to jak najlepiej. Zainteresowałem się zastosowaniem badania PET/CT w ocenie wczesnej odpowiedzi na leczenie chłoniaka Hodgkina. Intuicja podpowiadała mi, że jest to ważny temat. Rozpocząłem współpracę z dr. Bogdanem Małkowskim z Bydgoszczy, który wówczas był szefem jedynego w Polsce ośrodka PET. Na niemal pionierskim etapie dołączyłem do badaczy poszukujących dowodów na skuteczność tej metody. Udało się mi przekonać do szerszych badań członków Polskiej Grupy Badawczej Chłoniaków, i tak rozpoczęliśmy w 2008 r. badanie obserwacyjne dotyczące zastosowania badania PET/CT w ocenie wczesnej odpowiedzi na leczenie. Punktem czasowym oceny w dotychczas prowadzonych badaniach był drugi cykl chemioterapii, my wybraliśmy punkt po pierwszym cyklu, sądząc, że przyniesie nam więcej informacji. W badaniu tym dodatkowo wspólnie z kolegami z medycyny nuklearnej weryfikowaliśmy kryteria oceny odpowiedzi wczesnej odpowiedzi 5- stopniową skalą, zaproponowaną na konferencji w Deauville w 2009 r., ucząc się z kolegami z Włoch pod kierunkiem prof. Alessandra Gallaminiego z Cuneo, pioniera w zastosowaniu wczesnego badania PET w chłoniaku Hodgkina, interpretowania wyników obserwacji. Wprawdzie hipoteza badawcza momentu oceny po pierwszym cyklu okazała się nie być optymalna, a moment po drugim cyklu z punktu widzenia klinicznego lepszy, to w sumie odnieśliśmy sukces – wyniki badania opublikowaliśmy w 2017 r. prestiżowym czasopiśmie Annals of Oncology, a skala Deauville stała się narzędziem stosowanym w codziennej praktyce w Polsce. Ten projekt był początkiem wieloletniej współpracy, wielu wspólnych projektów, aktywnych naukowych kontaktów. Profesor, który obecnie przeniósł się do Nicei, jest dla Polskiej Grupy Chłoniakowej zwornikiem inicjatyw włosko-francusko-polskich.



Zespół oddziału onkologii Gdyńskiego Centrum Onkologii w którym Prof. Jan Zaucha pracował od 2007 do 2017 roku


Jakim zapleczem naukowym do badań dysponował pan w Szpitalu Rejonowym w Gdyni?

Nie było żadnego, sam musiałem je stworzyć. Po przejściu do szpitala z Wydziału Lekarskiego przeszedłem na Wydział Nauk o Zdrowiu,  w nowej sytuacji w ogóle pojawiło się pytanie, czy sobie poradzę z prowadzeniem badań naukowych bez wsparcia w ramach szpitala uniwersyteckiego. Zaplecze laboratoryjne pozyskałem dzięki współpracy z innymi ośrodkami, głównie włoskimi, i wspomnianym już prof. Gallaminim. Co do badań medycyny nuklearnej - najbliższe urządzenie PET było w Bydgoszczy i tam podjąłem współpracę z dr. Bogdanem Małkowskim, podobnie jak ja zainteresowanym zastosowaniem PET do wczesnej oceny odpowiedzi na leczenie chorych na chłoniaka Hodgkina. Od początku mieliśmy problemy z interpretacją wyników. Całostronicowy ich opis nie dawał nawet tak podstawowej informacji jak to, czy wynik jest dodatni czy ujemny. Na zjeździe w Lugano podjąłem dyskusję z prof. Gallaminim, przyznając, że nie jesteśmy w stanie powtórzyć wyników jego pracy, opisanej w jego przełomowej publikacji z 2007 r. w Journals of Clinical Oncology. W odpowiedzi zaprosił mnie na spotkanie właśnie temu poświęcone międzynarodowej grupy wypracowywującej kryteria oceny wczesnej odpowiedzi na leczenie chorych na chłoniaka Hodgkina. Dołączyłem też do międzynarodowego badania weryfikującego zaproponowane kryteria odpowiedzi. Udział w badaniu, rozmowy i współpraca z kolegami złożyły się na know how, wykorzystane następnie w zorganizowanym przeze mnie badaniu ogólnopolskim. Obecnie interpretacja wczesnej oceny leczenia w skali Deauville za pomocą PET dzięki naszemu badaniu obserwacyjnemu jest rutynowa we wszystkich polskich ośrodkach PET.

Korzyści ze wspólnych 10-letnich działań zwieńczonych tym sukcesem naukowym było kilka.  Jedne, dzięki ustaleniu roli badania PET w indywidualizacji terapii chorych na chłoniaka Hodgkina, miały wymiar kliniczny,  drugie – wymiar naukowy w postaci wspólnych publikacji, także z kolegami włoskimi, w najlepszych czasopismach, potrzebnych do zdobycia stopnia doktora habilitowanego (Bogdan Małkowski) i tytułu profesorskiego (ja).

Dziesięć lat w Gdyni było wyzwaniem, ale przyniosło mi satysfakcję – byłem samodzielny, na początku nawet samotny, a mimo to udało się zrobić coś ciekawego. Najważniejsze zadanie - stworzenie oddziału hematologii - nie poszło łatwo, z różnych niezależnych ode mnie powodów. Ale się udało, choć zajęło mi prawie 10 lat. Formalnie rok temu odchodziłem ze szpitala jako jego ordynator („papierowy”, bo oddział został powołany, a on fizycznie dopiero się budował). Wprawdzie gdańskie młodzieńcze wyprawy w Himalaje transplantacji zastąpiły wyzwania niższych gór – leczenia chłoniaków – ale przecież i dla pacjenta leczonego transplantacją szpiku z ostrej białaczki szpikowej, i dla chorego na chłoniaka Hodgkina leczonego chemioterapią – obie sytuacje są porównywalne ze wspinaczkę na K2 w warunkach zimowych.

Jaką ma pan refleksję w związku z pętlą, jaką zatoczyła pana kariera – obejmującą lata 2001 -2017? Jaką refleksję ma Pan jako następca prof. Hellmanna w gdańskiej klinice hematologii?

Wygranie konkursu dało mi satysfakcję – jak by nie było, doceniono mój dorobek. Powracałem do hematologii, do zawsze pociągających mnie wyzwań, w tym transplantologicznych, tym razem jako lekarz bardziej doświadczony, dzięki czemu miałem nadzieję na lepsze przysłużenie się wiedzą przede wszystkim chorym, a także młodszym kolegom wyruszającym na wędrówkę w hematologiczne góry  i studentom zaglądającym na nasze oddziały w szpitalu uniwersyteckim. Dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, a więc poniekąd samym sobą – jest tą niewidoczną, niematerialną, ale aktywną emanacją autorytetu w medycynie doraźnie, ale też często w pokoleniach następców. Pamiętam swoich Mentorów, chciałbym umieć zarazić innych hematologiczną pasją, przede wszystkim naukową, co w dzisiejszych czasach jest trudne, gdyż często młodzi bardziej się garną do lepiej płatnej pracy usługowej. Napędu dodaje fakt, że w tym roku przeniesiemy się do nowej siedziby. Będziemy pracować w jednym z najbardziej nowoczesnych szpitali w Polsce. To zasługa władz naszej uczelni i profesjonalizmu kadry zarządzającej szpitalem.


Wręczenie tytułu profesorskiego w 2014 roku przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego


Jaka jest Pana wizja rozwoju gdańskiej kliniki?

Dobrze zaplanowane leczenie, praca naukowa i dydaktyka powinny przekładać się na lepsze efekty kliniczne leczenia chorych. Mam projekt zastosowania nowych metod sekwencjonowania genów drugiej generacji w diagnozowaniu chorych na ostrą białaczkę limfoblastyczną, co może pozwolić na personalizacji leczenia (w przypadku znalezienia zmiany molekularnej i zastosowania  odpowiedniej terapii celowanej). Podejmiemy nowoczesne tematy oceny rokowania i wyników leczenia chłoniaków, w szczególności chłoniaka Hodgkina, we współpracy z ośrodkami w Szwajcarii (prof. D. Rosi) oraz Instytutem Hematologii i Transfuzjologii (prof. Juszczyński) metodą biopsji płynnej z krwi obwodowej. Będziemy kontynuować badania w ramach sekcji Chłoniaka Hodgkina Polskiej Grupy Badawczej Chłoniaków. Planujemy dalszy rozwój transplantacji haploidentycznych, będących kolejnym etapem rozwoju programu transplantacyjnego oraz zastosowania nowych leków w profilaktyce i leczeniu choroby przeszczep przeciw gospodarzowi. Zamierzamy pogłębić współpracę z siecią europejskich ośrodków transplantacyjnych.

Mam nadzieję, że szczęście przy tych wszystkich przedsięwzięciach – obecne w wielu wątkach mojej dla pani narracji – mnie nie opuści. Szczęście, czy raczej intuicja. Mam w swojej historii anegdotę bez happy endu, ale na swój sposób budującą. Kiedy do leczenia przewlekłej białaczki szpikowej wprowadzono nowoczesny lek celowany imatynib, a on diametralnie polepszył ich rokowanie, chciałem – nie mając po temu silnych żadnych przesłanek naukowych – zastosować go u pacjenta z przewlekłą białaczką eozynofilową. Mój ówczesny szef prof. Hellmann przyznał, że komórki obu białaczek są do siebie podobne, ale wolał - i uważam, że słusznie, zacząć od badań podstawowych. Tych jednak nie zdążyliśmy zrobić, a kilkanaście miesięcy później  w prestiżowym czasopiśmie ukazała się publikacja o skuteczności zastosowania imatynibu w przewlekłej białaczce eozynofilowej. Okazało się też, że wrażliwość eozynofili na ten lek pozwala na zmniejszenie dawki leku, a efekty są widoczne po krótkim czasie leczenia. Byliśmy bardzo blisko do trwałego zapisania się w światowej medycynie. Tak czasem bywa, że naukowe diamenty udaje się znaleźć intuicyjnie, choć muszę przyznać, że wspomniana publikacja nie tylko donosiła o skuteczności imatinibu, ale też o podłożu molekularnym wrażliwości na imatinib, czego my wówczas nie wiedzieliśmy.

Niedługo na 25. rocznicy pierwszej gdańskiej transplantacji szpiku będziemy gościć naszego pierwszego pacjenta.  I to będzie święto całej kliniki, wszystkich, którzy przyczynili się do jej powstania i rozwoju. Będzie to dla mnie też ogromne przeżycie. Nie ukrywam radości, patrząc wstecz i na przyszłość rozwoju hematologii, wspinając się ponownie na jej najwyższe himalajskie szczyty, tym razem w towarzystwie, z członkami mojego zespołu – i oby – jak najczęściej z wyleczonymi pacjentami.


Zespół Kliniki Hematologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.


 

Kalkulator Hematologa
Aplikacja Kalkulator Hematologa

Kalkulator hematologa jest dostępny również jako aplikacja mobilna dla smartfonów pracujących pod kontrolą systemów Android albo iOS.

pobierz z Google Play Pobierz przez App Store

Podobne artykuły