Zainteresowania naukowe profesora skupiają się na nowotworach układu chłonnego. Brał udział w wielu badaniach klinicznych dotyczących tej grupy schorzeń, jest autorem i współautorem wielu publikacji, m.in. w Leukemia & Lymphoma, American Journal of Hematology, Leukemia Research. Jest też uczestnikiem biegów maratońskich.
HEMATOONKOLOGIA.PL: Jak się zaczęła pana przygoda z bieganiem?
PROF. TOMASZ WRÓBEL: To jest zawsze najtrudniejsze pytanie, bo niewiele się tu da powiedzieć – zaczęła się po prostu. Przy siedzącym trybie życia ruch, aktywność fizyczna, potrzeba uprawiania jakiegoś sportu sama przyszła, a ponieważ bieganie jest nieskomplikowaną aktywnością, nie wymaga niczego, poza butami, założyłem je i pobiegłem. Najpierw były krótkie dystanse, potem coraz dłuższe. W sporcie człowiek stawia sobie wyzwania, cele, a dzięki treningowi one eskalują.
Nie każdy biegacz biega maratony. 42 kilometry do przebiegnięcia, czy choć półmaratony, to wyczyn…
Tak to jakoś wyszło.
Jako lekarz ma pan „maraton” w pracy, czemu zajęcie służące relaksowi jest równie forsowne?
To są inne rodzaje wysiłku – ten fizyczny i to napięcie związane z pracą zawodową. W tej chwili rozmawiamy, a ja właśnie przebiegłem 10 km – spieszyłem się, żeby zdążyć na nasze telefoniczne spotkanie. Jestem zrelaksowany.
Czym jest dywidenda z biegania – satysfakcja z pokonania własnej słabości, poczucie większej wydolności i zdrowia?
Nie chciałbym dorabiać do tego jakiejś filozofii.
Pytam po prostu, czego się dzięki bieganiu doświadcza?
Bieganie to sposób na pozostawienie spraw bieżących poza sobą. A im dłuższe bieganie, tym więcej daje czasu na koncentrację - kolejny krok, oddech, inny wymiar przeżycia siebie i swojego ciała, wyciszenie. Długodystansowe bieganie daje – bardzo mi potrzebny głęboki relaks. Maraton zaś jest wyzwaniem dla biegacza, ukoronowaniem uprawiania biegów długodystansowych. Atmosfera takiego biegu – żywiołowa, pozytywna, sympatyczna i miła – jest niezwykłym doświadczeniem. Środowisko biegaczy i bieganie amatorskie nie ma nic wspólnego z rywalizacją, każdy biegnie dla siebie. Biegacze są pogodni, życzliwi, humor im dopisuje – oczywiście na starcie, bo później są zmęczeni i skupiają się na biegu.
Czy zawiązują się znajomości, przyjaźnie na kanwie biegania?
Nie umiem grać na fortepianie, nie umiem śpiewać, słabo tańczę, znalazłem sobie inne zajęcie – biegam. Gdybym malował, fotografował czy podróżował, dzieliłbym to zainteresowanie z osobami o takich właśnie zainteresowaniach. Wielokrotnie na konferencjach medycznych, wśród lekarzy są osoby, które biegają, i to bywa tematem rozmów, takich bardziej lajtowych, między wykładami.
Czy start w maratonie poprzedza specjalny trening?
Każdy maratończyk ma swój cel w stosunku do wieku i wydolności. Moim nie jest rywalizacja z zawodowymi biegaczami z Afryki czy z młodymi sportowcami – jest nim przebiegnięcie dystansu 42 km poniżej 4 godzin. By to osiągnąć, trzeba trenować, dieta lekkostrawna i ani kieliszka wina!
Czy poza bieganiem ma pan inne hobby?
Interesuję się literaturą, dużo czytam. Medycyna jest nie tylko nauką empiryczną, opartą na faktach, ale i humanistyczną, dzięki lekturze poznajemy naturę ludzką, a to dla lekarza jest bardzo ważne. Lubię kontakt ze sztuką, ale nie w sensie twórczym, bo los nie obdarzył mnie jakimś szczególnym talentem, ale jestem jej wdzięcznym odbiorcą.
Z pewnością weźmie pan udział w biegu w Kazimierzu Dolnym, towarzyszącym konferencji. Czym zachęciłby pan do startu w nim kolegów hematologów?
Wielu uczestników tej konferencji uprawia biegi, krótsze czy dłuższe – bo kto jak kto, ale każdy z nas wie, że każda forma aktywności jest świetna (skądinąd powinniśmy służyć przykładem, promować aktywny styl życia), i o ile na np. czynniki środowiskowe wpływu nie mamy, o tyle na własne wybory w kwestii zdrowia – mamy. Hematolodzy biegający doceniają tę formę aktywności i nie trzeba ich do tego biegu motywować, zagrzewać do udziału. W ramach zachęty roztoczyłbym za to przed nimi wizję atmosfery takiego wydarzenia: jest sympatyczna, rywalizacja jest tylko fair, a doping publiczności gorący - same plusy!
Sport, hobby – może dawać satysfakcję na wielu płaszczyznach. Na jakiej najbardziej satysfakcjonuje pana?
Wiele można by na ten temat powiedzieć. Sport, bieganie to nie tylko aktywność fizyczna, to też pewna nauka – konieczność treningu uczy wytrwałości, konsekwencji, wyrzeczeń. Zimą czy późną jesienią, gdy pada deszcz, jest zimno i wieje wiatr, do treningu trzeba się zmusić. Bez wielkich słów – to kształtuje człowieka uprawiającego sport. Poza tym przygotowując się do startu, planujemy osiągnięcie jakiegoś rezultatu, trenujemy – mamy w tym poczucie kontroli i sprawstwa w dążeniu do celu. Ale zarazem – tak jak w życiu, gdzie nie na wszystko mamy wpływ – pojawia się przeziębienie czy upał w czasie biegu i nie udaje się nam osiągnąć tego, co zaplanowaliśmy. Ta niepewność, udział przypadku, brak kontroli to też nauka. To jest piękne – działam, a efekt nie do końca zależy ode mnie. Mnie się bardzo w sporcie podoba ta niewiadoma, nieprzewidywalność, ten hazard, to, że niczego nie można być pewnym.